W 2019 r. turystyka biła w Polsce i na świecie rekordy. I wtedy ta rozpędzona lokomotywa zderzyła się ze ścianą pandemii. Był pan na to przygotowany?
W lutym 2020 r. zrozumieliśmy, że to nam może bardzo zagrozić, choć nikt wówczas nie miał takiej wyobraźni, żeby zdać sobie sprawę ze skali zagrożenia. To był szok.
Na początku zajmowaliśmy się głównie ograniczaniem wyjazdów marcowych, ale cały czas wydawało nam się, że niebawem wszystko znów ruszy. W miarę szybko i tanio udało nam się też zorganizować ewakuację turystów.
Turystyka uczy pokory. Myśmy już tej pokory sporo nabrali przez wybuchy wulkanów, ptasie grypy, zawirowania polityczne, ale do tej pory nic nie odbiło się na tym, co robimy, tak jak pandemia.
Czy byliśmy na nią przygotowani? Pewnie, że nie. Początkowo byliśmy przerażeni tym, co się dzieje. Lato wzbudziło w nas optymizm, wydawało nam się, że wszystko wróciło do normy, ale wtedy przyszła seria obostrzeń w Hiszpanii, Albanii, Grecji. Po paru zimnych prysznicach w zimie już działaliśmy bezbłędnie.