Reklama

Mariusz Jańczuk, prezes Itaki: Każdy kryzys uczy czegoś nowego

Potrzeba nam trzech, czterech lat, aby popyt wrócił do poziomu z 2019 roku – mówi Mariusz Jańczuk, prezes biura podróży Itaka.

Publikacja: 19.05.2021 21:00

Mariusz Jańczuk, prezes Itaki: Każdy kryzys uczy czegoś nowego

Foto: materiały prasowe

W 2019 r. turystyka biła w Polsce i na świecie rekordy. I wtedy ta rozpędzona lokomotywa zderzyła się ze ścianą pandemii. Był pan na to przygotowany?

W lutym 2020 r. zrozumieliśmy, że to nam może bardzo zagrozić, choć nikt wówczas nie miał takiej wyobraźni, żeby zdać sobie sprawę ze skali zagrożenia. To był szok.

Na początku zajmowaliśmy się głównie ograniczaniem wyjazdów marcowych, ale cały czas wydawało nam się, że niebawem wszystko znów ruszy. W miarę szybko i tanio udało nam się też zorganizować ewakuację turystów.

Turystyka uczy pokory. Myśmy już tej pokory sporo nabrali przez wybuchy wulkanów, ptasie grypy, zawirowania polityczne, ale do tej pory nic nie odbiło się na tym, co robimy, tak jak pandemia.

Czy byliśmy na nią przygotowani? Pewnie, że nie. Początkowo byliśmy przerażeni tym, co się dzieje. Lato wzbudziło w nas optymizm, wydawało nam się, że wszystko wróciło do normy, ale wtedy przyszła seria obostrzeń w Hiszpanii, Albanii, Grecji. Po paru zimnych prysznicach w zimie już działaliśmy bezbłędnie.

Reklama
Reklama

Na początku jeszcze jedno nie dawało nam spokoju: co będzie, kiedy po swoje pieniądze masowo zgłoszą się do nas setki tysięcy ludzi, którzy nie wyjechali na wakacje w 2020 r. A przecież one były już za granicą, ulokowane u przewoźników albo hotelarzy.

Wtedy zaczął się lobbing branży, dzięki któremu rząd zgodził się na odroczenie spłat zaliczek klientom o 180 dni i powołanie Turystycznego Funduszu Zwrotów.

To był jeden z bardziej udanych lobbingów w dziejach polskiej turystyki, choć trwał długo. Proces legislacyjny też trwał dłużej, niż się spodziewaliśmy, ale ostatecznie osiągnęliśmy to, co chcieliśmy. Odroczenie o 180 dni wypłat zaliczek razem z TFZ to jest właściwie największa pomoc, jakiej państwo udzieliło sektorowi turystycznemu.

Wyczuwam nutę optymizmu w tym, co pan mówi, tymczasem pandemia kosztowała was 23 mln zł straty na koniec 2020 r. A podejrzewam, że ten rachunek nie jest jeszcze zamknięty, bo ciągle wasze pieniądze są w rękach zagranicznych hotelarzy.

Jeśli skończy się na 23 milionach złotych, to będzie to mistrzostwo świata, zwłaszcza że przez parę miesięcy mieliśmy obroty równe zeru, a koszty mieliśmy cały czas. Na rok 2020 prognozowaliśmy zysk dużo powyżej 100 milionów złotych. A potem to wszystko rozsypało się jak domek z kart.

Macie spółki na Litwie, Łotwie, w Czechach, Hiszpanii i Turcji. Jak tam wyglądała pomoc publiczna? Korzystaliście z niej?

Reklama
Reklama

Tak, korzystaliśmy, zwłaszcza czeski Čedok, drugi co do wielkości po Itace touroperator w naszym portfelu.

W Czechach sytuacja była inna niż u nas, bo tam dwukrotnie ogłaszano stan wyjątkowy, który trwał bardzo długo. To daje firmom podstawę do wystąpienia do rządu o odszkodowanie. I to się dzieje, wszyscy czescy touroperatorzy wystąpili o pokrycie strat z lata 2020 roku.

Rząd czeski wypłacał pracownikom zamkniętych przez osiem miesięcy biznesów 100 proc. pensji i płacił połowę czynszu za lokal. W tym roku forma pomocy się zmieniła: od 1 stycznia rząd pokrywa 50 proc. strat z danego miesiąca. Nie było natomiast u nich rozwiązania na wzór TFZ, więc touroperatorzy sami musieli zwracać pieniądze klientom. Na Litwie nie załapaliśmy się na żadną pomoc.

W Turcji i Hiszpanii pomoc była w formie opłacania czynszu i pensji pracowników, ale tam nasze firmy zatrudniają stosunkowo mało ludzi. Nie poniosły większych strat. W samej Itace udało się nam zmniejszyć koszty funkcjonowania o 50 procent. Robiliśmy, co się da, żeby się zbilansować.

W Niemczech w zamian za pomoc rząd przejął część udziałów koncernu TUI, który potrzebował prawie pięć miliardów euro. Zgodziłby się pan na takie rozwiązanie?

Nie, bo nie byłem pod murem. Taka pomoc państwa, nie tylko w formie gotówki, ale też na przykład gwarancji bankowych, nie była nam potrzebna, mogliśmy przeżyć bez niej.

Reklama
Reklama

TUI był w zupełnie innej sytuacji, gdyby nie te pięć miliardów euro, byłby już historią. Czy państwu niemieckiemu zależy na udziałach? Nie, myślę, że weszło tam tylko po to, żeby kontrolować, jak pieniądze będą wydawane. Ale czy pan wierzy, że taka kwota jest możliwa do spłacenia? Bo ja nie wierzę.

Miał pan chwile zwątpienia podczas pandemii? Nie miał pan pokusy, żeby zamknąć biznes i uratować jak najwięcej gotówki?

Bardzo lubię turystykę, niezależnie od tego, jakim podlega ona kryzysom. Umiejętność wyjścia z tych kryzysów w sprytny sposób daje nam dużo satysfakcji. Wyzwania trzymają nas przy życiu, nie popadamy w rutynę. Każdy kryzys uczy nas czegoś nowego.

Jak idzie sprzedaż ofert na lato? Bo wydaje się, że sezon letni nie może wystartować. Wprawdzie pierwsze samoloty do Grecji i Turcji poleciały, ale to tylko część tego co dawniej.

Ja jestem pozytywnie zaskoczony popytem, bo nie byłem takim optymistą. Zapowiedzi touroperatorów, że zrobią 70 czy 80 procent roku 2019, wydawały mi się nierealne.

Reklama
Reklama

Ten sezon wciąż stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dlaczego? Dlatego, że zwykle rozpoczynaliśmy sprzedaż we wrześniu i o tej porze roku mieliśmy sprzedane minimum 50 procent oferty. Teraz od września do końca marca sprzedaży oferty na lato nie było, na dobre zaczęła się dopiero w kwietniu. Wcześniej była na poziomie 25–30 procent normalnej sprzedaży, w kwietniu zaczęliśmy sprzedawać 75–80 procent, w tej chwili jesteśmy na poziomie 100 procent, czyli nasza sprzedaż dzienna jest mniej więcej równa sprzedaży z 2019 r.

Musimy się pogodzić z tym, że ten sezon letni będzie sezonem bardzo mocnego, ale, mam nadzieję, zdrowego last minute. Taka była też zima 2020/2021 – w przedsprzedaży wyglądała koszmarnie, a zakończyła się fantastycznie.

Jakie kierunki się sprzedają?

Znakomicie sprzedaje się Antalya. Czekamy na rozwój wypadków w Turcji, bo mamy nieoficjalne wieści, że Polska będzie dopisana do listy krajów, których obywatele mogą wjeżdżać bez testów.

Znakomicie sprzedają się Egipt i Albania. W maju dzięki bardzo atrakcyjnym cenom odpaliła Grecja, choć wcześniej w ogóle się nie sprzedawała. Uruchomienie Grecji to dla nas proces bardzo trudny i kosztowny, ale każdy wie, dlaczego touroperatorzy forsują sprzedaż Grecji: wszyscy mają tam zamrożone w postaci zaliczek z roku 2019 i początku 2020 takie pieniądze, że nawet już nie liczą, ile na niej w tym roku zyskają, ale chcą po prostu odzyskać jak najwięcej.

Reklama
Reklama

Jedni uważają, że pandemia zmieni wszystko w turystyce, inni, że nie ma czego zmieniać, bo ludzie nadal będą mieli te same potrzeby i plany.

Ludzie są bardzo spragnieni normalnego życia, wyjazdów, tego, co było przed pandemią. Chęć podróżowania jest wielka, tylko tłumią ją media, które czasami za bardzo straszą.

Pewne rzeczy z pandemii na pewno z nami zostaną – nie sądzę, żebyśmy np. szybko ściągnęli maski w pomieszczeniach zamkniętych. Wbrew opiniom hurraoptymistów rynek nie odrodzi się w ciągu roku, potrzeba nam trzech, czterech lat, aby popyt wrócił do poziomu z 2019 roku.

Prezes Traveldaty Andrzej Betlej mówi, że Polacy w czasie pandemii dużo zaoszczędzili, a odłożony popyt, stabilność gospodarcza i małe bezrobocie pozwalają przypuszczać, że za dwa, trzy lata liczba turystów, którzy wyjadą na wakacje z biurami podróży, może wzrosnąć do 8–10 milionów z 4 milionów w 2019 r. Co pan na to?

Bardzo się cieszę, że takie scenariusze ktoś pisze, brzmi to dla nas bardzo zachęcająco. Wydaje mi się jednak, że trzeba liczyć na najlepsze, ale przygotować na najgorsze.

Reklama
Reklama

Wszystko zależy od tego, co wydarzy się tego lata i tej jesieni, a może się zadziać wiele rzeczy, które te optymistyczne przewidywania zrewidują. Obym był złym prorokiem, ale sądzę, że o pandemii szybko nie zapomnimy.

Mariusz Jańczuk ukończył studia inżynierskie na Politechnice Wrocławskiej. Za pierwsze zarobione w Niemczech pieniądze założył w 1989 r. Itakę i kupił prywatyzowane państwowe wojewódzkie przedsiębiorstwo turystyczne. Zaczynał od organizowania wycieczek autokarowych do Włoch. W 2008 r. Itaka osiągnęła status największego w Polsce biura podróży, pokonując Triadę (upadła w 2012 roku). Od tamtej pory pozostaje największą polską firmą turystyczną. W 2019 roku z jej usług skorzystało prawie 900 tysięcy klientów, a przychody wyniosły 2,8 mld złotych. W 2016 roku kupiła czeskie biuro podróży Čedok. Założyła też biura turystyczne w Hiszpanii i Turcji (do obsługi własnych klientów z Polski), a także na Litwie.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Chłoń-Domińczak: Dlaczego ekonomiści rozmawiają o demografii
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Krakowiak: Regulacje nie są lekiem na wszystko
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Bułgaria, czyli o znaczeniu sprawnych instytucji
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Twarda składka (zdrowotna) do zgryzienia
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Opinie Ekonomiczne
Prof. Beata Javorcik: Stary wspaniały świat?
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama