Pierwszy października był nie tylko dniem exposé premier Ewy Kopacz. To również początek nowego roku gazowego. Roku, który okaże się przełomowy z kilku powodów. To w najbliższych miesiącach nastąpi kumulacja wielu polskich inwestycji i zakończenie pierwszego etapu demonopolizacji rynku gazu w Polsce. Nade wszystko musimy być jednak gotowi na ewentualne przerwy w dostawach błękitnego paliwa z Rosji. Jeżeli to prześpimy lub zlekceważymy, przyjdzie nam płacić naprawdę słoną cenę.
1. ?Zagrożenia wynikające ?z konfliktu na Ukrainie
Szef Gazpromu Aleksiej Miller nie owija w bawełnę i mówi, że nie ma gwarancji dostaw gazu na Ukrainę w trakcie najbliższej zimy. Te pogróżki pokazują, że strategia Kremla zmierza do przeforsowania budowy omijającego Ukrainę gazociągu South Stream, a tym samym dalszego przypierania do muru naszego wschodniego sąsiada.
Jedyna realna przewaga Rosji nad Unią Europejską opiera się na gazie i nie łudźmy się, że Moskwa z tego oręża nie skorzysta
Ale kłopoty prawdopodobnie nie zakończą się na Ukrainie. Przecież jedyna realna przewaga Rosji nad Unią Europejską opiera się na gazie i nie łudźmy się, że Moskwa z tego oręża nie skorzysta. Świadomy zagrożenia jest m.in. Günther Oettinger, unijny komisarz ds. energii, który niedawno ostrzegał, że „jesienią sprawa będzie poważna".
O bezpieczeństwie energetycznym Polski mówiła też premier Ewa Kopacz w swoim exposé. Podkreślała: „Nie można godzić się na sytuację, w której Polska i inne państwa regionu są skazane na łaskę i niełaskę zewnętrznych dostawców gazu, którzy uzależniają dostawy lub cenę surowca od bieżących celów politycznych". Niestety, w najbliższym roku gazowym z taką właśnie sytuacją będziemy mieli do czynienia.