Świetnie, że strefy wykazują się inicjatywą i chcą wykorzystać rozbudowę sieci szybkich dróg do osiedlania firm wzdłuż autostrad i tras ekspresowych. Inwestycje zaczną wreszcie docierać do mniej zindustrializowanych części kraju, a biznes rozwiąże problem braku kadr, tak dotkliwy w rejonie np. Wrocławia czy Poznania.
Problem w tym, że to nadal będą tylko enklawy. Raje, gdzie biznes może uzyskać ulgi podatkowe, a urzędnicy ścielą się do stóp przedsiębiorcy. To rażąca nierówność wobec przedsiębiorców inwestujących poza strefami.
Nie, nie proponuję likwidacji SSE. Bez nich trudno byłoby pozyskać inwestorów przyzwyczajonych, że w Europie państwa są gotowe wręcz dopłacać, byle firma osiadła u nich, a nie u sąsiada. Proponuję tylko, by równie cieplarniane warunki stworzyć w całej Polsce.
Obniżmy podatek CIT z 19 proc. do np. 15, a może nawet 10 proc. Wtedy nie będą potrzebne żadne ulgi podatkowe – jawne, jak w naszych strefach specjalnych, czy tajne, jakich udzielał rząd Luksemburga. I weźmy się do obniżek jak najszybciej, nim politycy w Unii wreszcie przystąpią do harmonizacji podatku korporacyjnego.
Ale stawki podatku to nie wszystko. Równie ważne jest uproszczenie przepisów podatkowych (z tym jest fatalnie), bardziej przyjazne traktowanie przedsiębiorcy przez urzędy skarbowe (biznes walczy o zasadę domniemania niewinności), ale też np. zmuszenie sądów do sprawnego działania (tu jesteśmy na poziomie Grecji).