Przybywa Polaków, szczególnie w dużych miastach, dla których wyjście do baru czy restauracji nie wymaga już specjalnej okazji. Poza domem jedzą śniadania, lunche i kolacje. Do pubu wpadają na piwo, a do kawiarni na dobre espresso czy latte.
Nasz rynek gastronomiczny rośnie, ale nadal jest mały w porównaniu z tymi dojrzałymi w krajach Europy Zachodniej. To sprawia, że Polska jest ciągle atrakcyjna dla firm z branży gastronomicznej, także dla międzynarodowych graczy szukających dla siebie miejsca do ekspansji. Na celownik wziął nas ponownie amerykański Taco Bell. Nie zraziła go porażka z początku lat 90., gdy po raz pierwszy próbował podbić podniebienia Polaków. Wtedy nie byliśmy gotowi na meksykańskie burrito i guacamole. Przez ostatnie dwie dekady wielu z nas odwiedziło zagranicę. Furorę zrobiły telewizyjne programy kulinarne. Spróbowaliśmy też kuchni azjatyckiej. Nasz rynek podbiło japońskie sushi, polubiliśmy dania chińskie i tajskie.
Istnieje więc szansa, że tym razem Taco Bell przebije się na polskim rynku. Czy będzie to wielki sukces? Niekoniecznie. Konkurencja jest spora, nie wszystkie pomysły kulinarne kończą się sukcesem. Pomimo otwarcia sporej grupy konsumentów na nowe smaki przeciętny Polak nadal preferuje swojskie dania. Powodzeniem cieszą się więc karczmy serwujące schabowe i żurek.
Co więcej, tak mocno jak kilka lat temu nie działa już na nas czar globalnych marek. Zrozumieliśmy, że to, co zagraniczne, nie zawsze musi być lepsze niż polskie. Superatrakcją nie są już zestawy burgerów i frytek w fast foodach, a smaku nabiera żywność spod znaku slow. Doceniamy też to, co lokalne i niszowe.