Reklama

Rośnie krąg płatników współczesnego myta

Poborcy współczesnego myta niekiedy w sposób graniczący z patologią nadużywają swojej pozycji monopolistycznej. Ich ofiarami są np. firmy podlegające nadzorowi technicznemu i producenci tabletów – pisze ekonomista.

Publikacja: 06.04.2015 21:00

Rośnie krąg płatników współczesnego myta

Foto: Fotorzepa/Krzysztof Skłodowski

Od zawsze istnieją uzasadnione daniny, czyli parapodatki, których zasadność jest niepodważalna. Myto płacili w dawnej Polsce kupcy za przewóz towarów. Pobieranie współczesnego myta spotyka się coraz częściej z krytyką nie samej zasady myta, którą wszyscy akceptują, lecz sposobów i form poboru.

Poborcy współczesnego myta niekiedy w sposób graniczący z patologią nadużywają swojej pozycji monopolistycznej. Ofiarami są np. przedsiębiorstwa podlegające nadzorowi technicznemu i producenci tabletów oraz smartfonów, którym grozi wpisanie na listę urządzeń objętych tzw. opłatą reprograficzną.

Monopol dozoru technicznego

Nikt nie kwestionuje zasadności i potrzeby poddawania się nadzorowi technicznemu, gdyż stanowi on niezwykle istotne ogniwo bezpieczeństwa dla użytkowników urządzeń i poczucia komfortu producentów. Nadzorem technicznym w Polsce zajmuje się licencjonowany przez państwo Urząd Dozoru Technicznego (UDT). W praktyce jest to państwowy monopolista, którego działalność jest krytykowana nie tylko przez przedsiębiorstwa podlegające nadzorowi, lecz także strażnika prawidłowości wydawania publicznych pieniędzy, jakim jest Najwyższa Izba Kontroli.

Przedsiębiorcy czują się pokrzywdzeni wysokimi i ciągle zwiększanymi opłatami. Od 1 grudnia 2014 roku czynności dozoru technicznego podrożały nawet o kilkadziesiąt procent. Opłaty za dozór techniczny są ustanowione w wysokości prowadzącej do uzyskiwania przez UDT nadwyżek finansowych, które trudno jest zaakceptować. Trudno jest też znaleźć uzasadnienie ekonomiczne dla tych nadwyżek, natomiast wysokość opłat ma wpływ na pogarszanie się konkurencyjności dozorowanych przedsiębiorstw.

Rachunek ekonomiczny wykaże większą korzyść finansową dla przychodów budżetu państwa ze zmniejszenia obciążeń przedsiębiorstw podlegających dozorowi niż dywidenda budżetu uzyskiwana z nadwyżki netto UDT wynoszącej 46,3 mln zł.

Reklama
Reklama

Dobra sytuacja finansowa UDT (zyskowność netto 12,7 proc. w 2013 r.) powoduje, że pracownicy UDT wynagradzani są niezwykle szczodrze. Z raportu NIK z kontroli w UDT dowiadujemy się, że członkowie kierownictwa UDT (24 200 zł) i dyrektorzy centrali (21 900 zł) otrzymują wyższe wynagrodzenie niż prezydent RP (20 137 zł), marszałek Sejmu RP czy premier rządu (16 675 zł).

Minister gospodarki i jednocześnie wicepremier, któremu podlega UDT, zarabia znacznie mniej (14 909 zł) niż kadra zarządzająca UDT. Szeregowi inspektorzy zarabiają średnio 10 200 zł, co jest niewątpliwie hojnym wynagrodzeniem.

Od 1 grudnia wzrosła też stawka godzinowa pracownika UDT – w czasie, gdy wynagrodzenia w sferze budżetowej są od kilku lat zamrożone. Nadwyżki finansowe Urzędu prowadzą też do niecelowych i niegospodarnych – zdaniem NIK – wydatków na usługi doradcze i upominki, na przykład... szachy i zestawy do wina. W świetle teorii ekonomii są to typowe zachowania monopolistów.

Bierzmy przykład z Niemców

Sposobem na uzdrowienie sytuacji, czyli na zdjęcie monopolu państwowego, może być rozwiązanie stosowane choćby w Niemczech, ale także kilkunastu innych państwach UE, gdzie dozorem technicznym zajmują się prywatne organizacje, które otrzymały państwową licencję.

Wprowadzenie podobnego systemu w Polsce przyczyniłoby się do uruchomienia mechanizmów rynkowych, które dzięki konkurencji doprowadziłyby do obniżki cen dla przedsiębiorstw za usługi dozoru technicznego, choćby z powodu eliminacji nadmiernej biurokracji.

Jednocześnie jakość tych usług byłaby wyższa i finanse systemu stałyby się racjonalne i przejrzyste. Budowa takiego systemu, w którym byłoby nadal miejsce dla Urzędu Dozoru Technicznego, pozostawałaby w duchu deregulacji gospodarki prowadzonej konsekwentnie przez koalicję rządową.

Reklama
Reklama

Opłata reprograficzna

Drugim przykładem współczesnego myta są organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. W systemie tym stosuje się rozwiązanie polegające na tym, że ze względów praktycznych myto nie jest pobierane bezpośrednio od konsumentów dóbr kultury, lecz od producentów urządzeń, i przekazywane posiadaczom praw autorskich.

Rozszerzenie listy urządzeń obciążanych opłatą reprograficzną o tablety i smartfony jest wielce kontrowersyjne. Warto pamiętać, że głównym przeznaczeniem tabletów i smartfonów nie jest zwielokrotnianie utworów z prawami autorskimi.

Po przeprowadzeniu symulacji okazało się, że opłata, którą się zamierza obciążać producentów, a która musi znaleźć się w cenie produktów, multiplikuje się w ciągu transakcji handlowych między producentami a konsumentami. Ci ostatni mogą zapłacić nawet zawartą w cenie pięciokrotność opłaty producenta.

Syty zarządca

ZAiKS, który wystąpił do ministra kultury o rozszerzenie katalogu urządzeń objętych tą opłatą, zatrudnia około pół tysiąca osób i na rachunku bankowym zgromadził nieomal dziesięciocyfrową kwotę. Okazuje się, że nie wszyscy autorzy upominają się o należne im tantiemy, choćby z powodu uciążliwej biurokracji, co między innymi wyjaśnia rozmiary nadwyżki finansowej.

Oba przypadki współczesnego myta mają wiele wspólnego. Po pierwsze, poborcy wykorzystują swoją pozycję monopolistyczną. Po drugie, bez większego wysiłku uzyskują nieuzasadnione nadwyżki ekonomiczne, wykazując przy tym brak empatii dla swoich płatników i zrozumienia ich interesów. Po trzecie, przyczyniają się do pogarszania pozycji konkurencyjnej przedsiębiorstw objętych mytem, robiąc krzywdę nie tylko im, ale także przychodom budżetu państwa.

Autor jest wiceprezesem Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową

Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: Obiecanki cacanki, a naród się cieszy…
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Afera na sierpień
Opinie Ekonomiczne
Marcin Zieliński: Ukryte pułapki nowego budżetu UE dla Polski
Opinie Ekonomiczne
Przemysław Tychmanowicz: Likwidacji podatku Belki nie ma, ale też jest OKI
Opinie Ekonomiczne
Polska wciąż importuje rosyjskie węglowodory
Reklama
Reklama