Nawet jeśli to prawda, to wciąż nie tak łatwo z takiej możliwości korzystać.

Mityczne sklepy w Wielkiej Brytanii, czy zwłaszcza USA, pękające od obfitości towarów doskonałych marek, a co najważniejsze supertanich. Wciąż w wielu kręgach takie wizje funkcjonują, choć w globalnym świecie różnice zarówno cen, jak i dostępnej oferty stopniowo zanikają.

W całej Europie widać szyldy tych samych marek, oczywiście z lokalnymi dodatkami, ale nawet w takich realiach czasami okazuje się, iż choć oferta podobna, to ceny jednak mogą się różnić. Nie jest tak, że Polacy za wszystko płacą drożej, ale w przypadku niektórych marek różnice wciąż są warte zauważenia. Wynika to z faktu, iż w Polsce takie marki jak np. Tommy Hilfinger czy Polo Ralph Lauren przez dystrybutorów pozycjonowane są niemal na półce luksusowej, podczas gdy choćby w USA tylko nieco powyżej półki średniej.

Dlatego wciąż wiele osób, np. często podróżujących, może sobie po powrocie dorobić na boku, sprzedając zwłaszcza akcesoria, jak torby czy również buty – w ich przypadku różnice, zwłaszcza jeśli chodzi o marki co najmniej z półki premium, potrafią być spore. Dzięki internetowi jeszcze lepiej widać różnice, a dodatkowo wiele osób woli się pochwalić, iż produkt – nawet jeśli przez internet – kupiło we Włoszech czy USA niż w krajowym sklepie.

Zagraniczne zakupy wciąż są ograniczane wieloma barierami – nie można np. wysłać zapłaty przelewem, chyba że ma się konto walutowe. Skorzystanie w ten sposób z kart kredytowych z kolei odbywa się u nas w bardzo ograniczonym zakresie. Oby sprawdziły się założenia Komisji Europejskiej, której jednym z celów jest ożywianie wymiany transgranicznej i usuwanie barier. Dzisiaj nie jest to opcja dla każdego.