Europejskie prawo gwarantuje każdemu kupującemu online, iż w ciągu 14 dni może bez podawania jakichkolwiek powodów odesłać nienaruszony produkt. Jednak firmy, walcząc o uznanie kupujących czy też po prostu chcąc się wyróżnić, poszły jeszcze dalej, wydłużając ten termin do miesiąca, a niekiedy nawet jeszcze bardziej.
Oczywiście nie robią tego wyłącznie dla dobrego samopoczucia klientów – im dłuższy termin, tym kupujący robi się mniej ostrożny i odkłada wysyłkę czy nawet przymierzenie kupionych ubrań, a w efekcie rośnie prawdopodobieństwo, iż zupełnie o tym zapomni.
Niemniej zwroty to podstawa funkcjonowania zwłaszcza branży odzieżowej w internecie. Sprzedaż ubrań w sieci rosła wolno. Do czasu aż Zalando, wchodząc na polski rynek, zaczęło się promować w taki sposób, że klient mógł kupić, co chciał, a jeśli zakup mu nie odpowiadał, to mógł go za darmo odesłać. Inni sprzedawcy też musieli na tę akcję promocyjną odpowiedzieć i dziś ubrania są najczęściej kupowaną online kategorią, choć jeszcze parę lat temu nikt by w to nie uwierzył.
Dlatego wzorem innych nacji Polacy chętnie kupują, ale też chętnie zakupy odsyłają, zwłaszcza wspomniane ubrania. Robimy to nawet częściej niż inni – w Europie średnio połowa kupionych ubrań wraca do sklepu, w Polsce odsetek zwrotów to ok. 60–70 proc.
W innych kategoriach jest niższy, więc dla sektora aż taki wielki problem to nie jest. Ale wyzwaniem jest na pewno. Zwłaszcza że firmy wprowadzają kolejne udogodnienia zachęcające do kupowania więcej i wybierania dopiero w domu. To choćby odroczona płatność, a produkty kupione w ten sposób można opłacić nawet do miesiąca po ich otrzymaniu.