Podręczniki ekonomii mówią wyraźnie: jeśli drukuje się bardzo dużo pustego pieniądza, efektem musi się stać inflacja. Jak nie w ciągu roku, to w ciągu dwóch albo trzech lat. A tymczasem amerykański Fed oraz Europejski Bank Centralny, Bank Japonii i Bank Anglii wydrukował w ciągu ostatniej dekady biliony całkowicie pustych pieniędzy. I co? Inflacja? Nic podobnego.
Banki centralne jedynie marzą o nieco szybszym wzroście cen, a póki co główne gospodarki świata zachodniego ciągle obawiają się raczej widma deflacji. Nikt nie wierzy w powrót inflacji, analitycy zakładają, że nic takiego w jakiejkolwiek przewidywalnej przyszłości nie grozi. Ekonomiści zaczynają już tworzyć teorie mówiące o tym, że z różnych powodów groźba inflacji na trwale znikła (najłatwiej wskazać na ogromne zmiany technologiczne i globalizację).
Obawy przed inflacją (niekontrolowanym wzrostem cen), a także jej potworną bliźniaczą siostrą deflacją (presją na spadek cen, która zazwyczaj przejawia się we wzroście bezrobocia, bo obniżki cen zmuszają wiele firm do zaprzestania produkcji), nadchodzą w historii gospodarki falami i długo się utrzymują. Straszliwa deflacja z lat 30. spowodowała, że przez kolejne cztery dekady nikt nie bał się inflacji. Potem przyszła jednak dekada lat 70., kiedy uznano, że głównym zagrożeniem jest wzrost cen, a groźby deflacji w sytuacji gdy pieniądz nie ma pokrycia w złocie, nie będzie już nigdy. Po kosztownym zwalczeniu inflacji w świecie zachodnim w latach 80. nadeszły dwie dekady spokoju. A następnie, od upadku Lehman Brothers, ponowna fala obaw przed deflacją i coraz śmielej robionych założeń, że inflacja umarła i już nigdy nam nie zagrozi.
Nasze polskie doświadczenia z inflacją i deflacją są oczywiście nieco inne od światowych. Wybuch inflacji w końcu istnienia gospodarki komunistycznej i na początku transformacji spowodował, że wtedy, gdy świat zachodni cieszył się stabilizacją cen, my ciężko walczyliśmy z ich wzrostem. Kiedy jednak na początku obecnego wieku inflację udało się w Polsce zdusić, dołączyliśmy do globalnej ligi deflacyjnej.
Przez ostatnią dekadę nikt nie bał się serio powrotu inflacji, pracownicy przestali żądać inflacyjnej indeksacji płac, a ceny czasem wręcz spadały. Dziś nadal się inflacją nie martwimy, a choć dynamika cen wyraźnie wzrasta, członkowie RPP raczej mówią o możliwej obniżce stóp procentowych – bo przecież jeśli coś nam może grozić, to tylko to, że spowolnienie wzrostu PKB wywoła znów deflację.