Josepha Stiglitza i Bruce'a Greenwalda nie da się posądzić o niedocenianie udziału instytucji finansowych w spowodowaniu wyjątkowo dotkliwej recesji lat 2008–2009, która (jak wiele na to wskazuje) przekształca się na naszych oczach w sekularną (trwałą – red.) stagnację. Obaj profesorowie uważają jednak, że jest także inna przyczyna obecnej stagnacji i jest ona podobna do tej, która sprawiła, że recesja po krachu na giełdzie w 1929 r. przekształciła się szybko w wielki kryzys lat 30.
Teza Stiglitza i Greenwalda, o której będzie dalej mowa, jest warta poznania, ponieważ pomaga przynajmniej w części wyjaśnić, dlaczego mamy teraz do czynienia, zwłaszcza w przemyśle, z aż tak długotrwałą globalną posuchą w inwestycjach przedsiębiorstw.
Śmierć przemysłu
Byśmy mogli dobrze dostrzec mechanizm, o którym chcą nam powiedzieć obaj ekonomiści, radzą nam cofnąć się do przełomu XIX i XX wieku, gdy tempo wzrostu wydajności w rolnictwie stało się wyraźnie wyższe niż tempo zwiększania się popytu na żywność. Powodowało to długotrwały spadek cen produktów rolnych. Dochody amerykańskich farmerów, którzy w latach 20. stanowili 30 proc. ogółu zatrudnionych, nieustannie malały. Coraz większą ich część musieli przeznaczać na spłatę zaciągniętych kredytów. Coraz mniej mogli wydawać na dobra przemysłowe.
Wprawdzie amerykański przemysł rozwijał się wtedy dynamicznie, ale malejący popyt rolnictwa na dobra przemysłowe coraz bardziej osłabiał koniunkturę. Na powierzchni zdarzeń nie było tego widać, dopóki boom na rynku budowlanym podtrzymywał koniunkturę, a wzrost cen akcji umacniał wiarę, że przyszłość będzie coraz lepsza.
Recesja po krachu giełdowym w 1929 r. przekształciła się w wielki kryzys nie tylko dlatego, że upadki wielu banków zmniejszyły o jedną trzecią podaż pieniądza (wraz z bankructwem banków znikły ulokowane z nich depozyty), ale także dlatego, że pojawiło się groźne sprzężenie zwrotne pomiędzy recesją w przemyśle i przyspieszonym przez kryzys spadkiem dochodów farmerów. A oni sami znaleźli się w pułapce. Kryzys gospodarczy uniemożliwiał im przenoszenie się do miast, by znaleźć tam pracę w przemyśle. Pomógł dopiero New Deal Franklina Delano Roosevelta, a przede wszystkim późniejsze ogromne wydatki wojenne.