Chirurgowi, który przeprowadzał operację został dodatkowo postawiony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta.
Ta tragiczna historia miała miejsce w 2010 roku. 8 lipca do szpitala trafił na planowaną operację przegrody nosowej 23-letni pacjent. Zabieg odbył się następnego dnia rano. Przed godziną 10, już po operacji, stan mężczyzny gwałtownie się pogorszył, a przed godz. 13 mężczyzna zmarł.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność oddechowa spowodowana aspiracją krwi do płuc. O zgonie sam szpital powiadomił łódzką prokuraturę, która wszczęła śledztwo w sprawie śmierci pacjenta. – Powołaliśmy biegłych z warszawskiego Zakładu Medycyny Sądowej, z ich opinii wynika, że dopatrzyli się błędów lekarskich w samym zabiegu – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury. - Nie została zapewniona hemostaza czyli zaopatrzenie krwawienia - dodaje. – Przed zabiegiem nie oznaczono nawet grupy krwi pacjenta – wylicza prok. Kopania. Dodaje, że biegli orzekli, że doszło też do błędu w zakresie techniki przeprowadzenia samego zabiegu.
Poza tym, po zabiegu pacjenta ze znieczuleniem umieszczono w sali ogólnej, a powinien trafić do sali wybudzeniowej i tam znajdować się pod nadzorem pielęgniarki anestezjologicznej, a w razie potrzeby także lekarza anestezjologa. Tak powinno być do momentu wybudzenia i powrotu pełnej sprawności.
W tym przypadku tak się nie stało. Sali wybudzeniowej na tym oddziale nie było.