Mimo wielokrotnych próśb ze strony męża, żaden z lekarzy nie przyszedł z pomocą kobiecie. Tę dramatyczną historię opisało radio RMF FM.
Według tej relacji, 1 listopada, kobieta w ósmym miesiącu ciąży przestała czuć ruchy płodu. Zaniepokojona zgłosiła się do szpitala, gdzie wykonano jej badania USG. Badania wykazały, że dziecko nie żyje. Lekarze zdecydowali, iż pacjentka powinna zostać w szpitalu, gdzie miał zostać wywołany poród następnego dnia. - Przyjęli mnie na oddział i zostawili samą sobie - opowiadała pacjentka dziennikarzowi RMF.
W szpitalu nikt nie zadbał, by kobieta urodziła w godnych, cywilizowanych warunkach. Nikt do niej nie przyszedł, choć pacjentka alarmowała, że zaczęły się skurcze, a jej mąż wzywał kilka razy lekarzy i położne.
- Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, żeby cokolwiek zrobił. Siostra stwierdziła, że lekarza powiadamia, a lekarz nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem - opowiadała kobieta.
Dlaczego nie przeniesiono jej na porodówkę i nikt do niej nie przyszedł mimo wezwań jej męża? - Musimy zbadać tąętragedię. Porozmawiać z personelem – mówił RMF Marcin Biesiada, dyrektor ds. leczniczych szpitala w Starachowicach. Zapewniał, że dyrekcja „bardzo poważnie podchodzimy do tego kłopotu, który zaistniał na oddziale.