Dziś wojskowe roboty są w większości zdalnie sterowane. Drony szpiegowskie lub niszczące z powietrza cele naziemne wymagają do działania operatora – zwykle żołnierza siedzącego bezpiecznie w bazie przed ekranem z dżojstikiem w ręku. Według danych Biura Systemów Zrobotyzowanych Pentagonu w Iraku i Afganistanie łącznie użyto ok. 6 tys. podobnych maszyn. 750 zostało zniszczonych, co Amerykanie interpretują jako „oszczędzone życia" żołnierzy.
Nic dziwnego, że Pentagon, mimo cięcia kosztów, inwestuje w prace nad nowymi technologiami mającymi zminimalizować straty ludzkie, zastępując przynajmniej część żołnierzy maszynami. Amerykanie przedstawili właśnie testowane obecnie prototypy samodzielnych robotów wojskowych. Na razie jednak nie pozwalają im strzelać – głównie są to pojazdy mające ułatwić transport ciężkich ładunków w trudnym terenie.
Mechaniczny pies
Na pierwszy ogień poszły pojazdy terenowe. Opracowany przez firmę Lockheed Martin łazik SMSS (Squad Mission Support System) może zabrać ok. 540 kg ładunku. Jest przeznaczony do wsparcia niewielkich oddziałów – ma przewozić ważące po ok. 45 kg plecaki. Od stycznia kilka maszyn jest testowanych w Afganistanie.
Pojazd, dzięki kamerom, GPS i laserowym dalmierzom może poruszać się samodzielnie wzdłuż zaplanowanej trasy.
– Gdziekolwiek pobiegniesz, masz za sobą dwutonowego psa. Jeżeli zaczniesz biec – przyspieszy. Jeżeli staniesz – on stanie za twoimi plecami – opisuje Myron Mills z Lockheed Martin. – Myśleliśmy, że taki pojazd będzie wykorzystywany do przenoszenia broni i amunicji. Ale okazało się, że wykorzystywane są do budowy fortyfikacji.