Dennis Siegel, student Akademii Sztuk Pięknych w Bremie, skonstruował urządzenie, które potrafi ładować baterie, pozyskując energię elektryczną z... powietrza. Efektywność jego ładowarki zależy od siły pola elektromagnetycznego, w jakim akurat się znajdujemy, i na razie nie jest imponująca. Urządzenie Siegela ładuje w ciągu dnia tylko jedną baterię AA (popularny paluszek). Student jednak wciąż pracuje nad ulepszeniem swego wynalazku.
Pola elektromagnetyczne są wytwarzane przez wszystkie urządzenia elektryczne. Siegel przygotował dwie wersje ładowarki: jedną dla bardzo niskich częstotliwości, które wytwarza sieć elektryczna, a inny dla fal radiowych, GSM i fal Bluetooth oraz Wi-Fi, bo z nich także można skorzystać, by podładować sobie baterie „z powietrza".
Legenda mówi, że już słynny wynalazca Nikola Tesla (1856–1943) potrafił pobierać energię z powietrza. Podobno w 1931 r. zamontował on w samochodzie silnik elektryczny wraz z urządzeniem przypominającym akumulator, które pobierało energię elektryczną z otoczenia. Następnie jeździł tym samochodem przez tydzień po mieście Buffalo, oczywiście bez żadnego ładowania. O niezwykłym wynalazku rozpisywały się gazety, sugerując, że takie urządzenie nie ma prawa istnieć, a wynalazca musi być wariatem. Sugestie te spowodowały, że urażony nimi Tesla usunął z samochodu akumulator i opuścił miasto.
Następca Tesli na razie nie zdradza, jak dokładnie działa jego ładowarka, aby nikt nie ukradł jego wynalazku. Problemem tkwi jednak w tym, że takie ładowanie energii nie pozostaje bez wpływu na pracę urządzeń, z których pola korzystamy – w końcu pobiera z nich energię i utrudnia ich pracę. Tak samo jest z ładowaniem w okolicy linii wysokiego napięcia – ładowarka Siegela po prostu kradnie z nich prąd.
Jednak technologia ta może się niewątpliwie sprawdzić w ładowaniu małych urządzeń, które nie wymagają dużo energii, za to bardzo ciężko uzupełnić je w nią, np. ciężko dostępne czujniki czy urządzenia wszczepione w ciało człowieka, jak rozrusznik serca.