Manchester w stanie Illinois – 43-letni Rick Odell Smith zastrzelił pięć osób, w tym dwoje dzieci. Ciężko ranna dziewczynka trafiła do szpitala. Osiedle pod Seattle – cztery ofiary, sprawca zastrzelony przez policjantów. Kilka dni wcześniej – pościg za domniemanymi sprawcami wybuchów w Bostonie – i wymiana ognia z policją. A to tylko najpoważniejsze wydarzenia z jednego zaledwie miesiąca – kwietnia.
Nie ma praktycznie tygodnia, aby zza oceanu nie dochodziły informacje o tragicznych w skutkach strzelaninach, w których z rąk szaleńców giną dzieci, osoby postronne.
Ameryka nie uporała się jeszcze z wydarzeniami w szkole w Newton (Adam Lanza zabił z broni palnej łącznie 27 osób, po czym popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę) ani w kinie w miejscowości Aurora, gdzie w ubiegłym roku James Holmes zamordował 12 osób i ranił kolejnych 58.
Pomysły rodem z filmów o Bondzie
Administracja prezydenta Obamy opracowała nawet po masakrze w Newton plan redukcji przemocy z wykorzystaniem broni palnej. To nie osłabiło temperatury sporu o „fundamentalne prawo obywatelskie" do posiadania broni. Wręcz przeciwnie. Z jednej strony aktywiści chcą ograniczenia swobodnego dostępu do broni palnej. Po drugiej stronie barykady zwolennicy wolności – i lobby producentów – starają się zachować obecne regulacje.
Odpowiedzią może być nowa technologia umożliwiająca zachowanie kontroli nad użyciem broni palnej. Ograniczenie jej wykorzystania tylko dla zarejestrowanego właściciela albo zablokowanie strzałów na określonym terenie – np. w szkole.