Jezioro Kivu na granicy Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga to akwen wyjątkowy: rozpuszczona w nim jest olbrzymia ilość (65 km sześc.) metanu. Ludzie od kilkudziesięciu lat starają się uruchomić wydobycie gazu z wód jeziora. Udawało się to dotąd na bardzo niewielką skalę (wystarczającą, by częściowo zasilić pobliski browar Bralirwa). Teraz wreszcie powstała pierwsza duża instalacja czerpiąca metan z wody.
Instalacja umieszczona jest na barce o wadze 750 ton. Woda zasobna w metan czerpana jest z głębokości 300 m. Gaz, już oczyszczony, dostarczany jest na brzeg podwodnym rurociągiem i wystarcza, by napędzić 26-megawatowy generator. Jak na rwandyjskie warunki jest to bardzo dużo, kraj ten produkuje ok. 154 MW mocy. Tylko 20 proc. domostw jest zelektryfikowanych.
Wkrótce instalacja filtrująca ma zostać rozbudowana, by dostarczać ilość gazu zdolną zasilić elektrownię o mocy 100 MW. Władze Rwandy chcą krok po kroku zwiększać wydobycie gazu, by osiągnąć docelową moc 563 MW. Na tyle właśnie oceniane są możliwości jeziora Kivu.
Oprócz tego, że metan dostarczy krajowi prądu, wydobycie go zapewni okolicznym mieszkańcom bezpieczeństwo. Naukowcy szacują, że za 50–200 lat nasycenie metanem wód jeziora osiągnie punkt, w którym gaz zacząłby się ulatniać. Mogłoby to doprowadzić do eksplozji. Ślady takich kataklizmów niszczących życie wokół jeziora można znaleźć w okolicy. Naukowcy szacują, że akwen wybucha raz na 1000 lat. Ponieważ nad wodami Kivu mieszka dziś ok. 2 mln ludzi, byłby to przerażający kataklizm.
Nie do końca wiadomo, skąd się bierze metan w wodach Kivu, prawdopodobnie jest to wynik połączenia czynników geologicznych (aktywności wulkanicznej) i biologicznej (rozkładu biomasy w głębinach).