Nikt nie wie o tym, że w 1959 roku było bardzo smutno. Wtedy jednak pojawiło się otwarcie. Coś w rodzaju Ligi Mistrzów: międzynarodowe konkursy architektoniczne. To było dla nas niesłychanie ważne. Można powiedzieć, że to otwarcie oznaczało, paradoksalnie, odrodzenie dla polskiej architektury.
Wcześniej żyło się tylko mitem architektury międzywojennej, która się rozsypała pod ciężarem narzuconego socrealizmu.
Tak więc te konkursy na nowo otworzyły architektoniczną wyobraźnię. Umożliwiły młodym polskim architektom porównanie tego, co robią, z trendami na świecie.
Myśmy Jurkowi pomagali w realizacji tych projektów. W mieszkaniu na Siennej było miejsce na tapczan. W nocy tapczan był tapczanem, ale w ciągu dnia wychodziła schowana w nim deska kreślarska i pokój zamieniał się w pracownię.
Czasem w tej pracowni szalała Elżbieta, między tapczanem a deską kreślarską prasowała mu jego ulubione białe koszule.
W 1959 roku Kuźmienko wysłał projekt na konkurs w Montevideo na rzeźbę – kwiat wolności. Został sklasyfikowany jako dziewiąty na 600 prac i zaproszony do drugiego etapu. Nic z tego, niestety, nie wyszło.