Z sąsiadami bywa różnie. Wie to każdy, kto mieszka w bloku. Dlatego czasami, gdy konfliktów nie da się rozwiązać po dobroci, trzeba się odwołać do prawa.
Bo jest po 22
Większość wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych ma regulaminy porządku domowego. Wiszą np. na tablicach informacyjnych w klatkach schodowych albo na stronie internetowej. Wszystkie zakazują hałasowania między godz. 22 a 6. Tyle w teorii. W praktyce z przestrzeganiem ciszy nocnej jest oczywiście różnie. Kiedy sąsiad bawi się kosztem innych i ignoruje prośby o ciszę, można wezwać policję lub straż miejską, a te głośnego imprezowicza mogą zdyscyplinować. Mogą też wypisać mandat – 100–500 zł. Jeżeli sąsiad odmówi przyjęcia mandatu, funkcjonariusz może wystąpić do sądu rejonowego, a ten ma prawo wymierzyć grzywnę.
Mówi o tym art. 51 § 1 kodeksu wykroczeń: kto krzykiem, hałasem lub innym wybrykiem zakłóca porządek lub ciszę nocną, może zostać ukarany aresztem, ograniczeniem wolności lub grzywną.
Mandat nie jest jednak panaceum na wszystko. Zdarzają się sąsiedzi, którzy np. uprawiają zbieractwo i mają w mieszkaniu tonę śmieci albo w kawalerce trzymają dziesięć kotów, co może być bardzo uciążliwe dla sąsiadów ze względu na smród.
W drastycznych przypadkach można wystąpić do sądu cywilnego z pozwem, by w orzeczeniu zakazał hałasowania lub innych uciążliwych działań. Ten oceni, na ile hałasy uprzykrzają życie i czy trzeba ich zabronić. Z podobnym pozwem można wystąpić, gdy w budynku unosi się przykry zapach z jednego z mieszkań. Postępowanie sądowe jest jednak kosztowne i może ciągnąć się latami.