Na przykład w latach 1999–2002 znany polityk pełnił funkcję przewodniczącego rady nadzorczej spółki Dom Development. Był też w tym czasie wiceprezydentem Polskiej Izby Handlu, Usług i Producentów Rynkowych. Naszym zdaniem, widać tu oczywistą kolizję interesów.
W Miasteczku Wilanów też był problem z deweloperem. Spółka Polnord chciała od miasta zwrotu kosztów za budowę kanalizacji na tym terenie.
Oczywiście są też dobre przykłady współpracy z deweloperami, ale to rzadkość. Np. na Targówku Dom Development na osiedlu Wilno, oprócz tego że zbudował tkankę miejską, to jeszcze zadbał o to, żeby zapewnić ludziom komunikację z centrum, budując stację kolejową.
Kolejnym przykładem jest Serek Wolski, miejsce na dawnym Kercelaku, targu przedwojennej Warszawy. Na początku było tam pole dla cyrków, później zrobiono tam parking, a teraz przyszedł deweloper, który chce ten teren zabudować biurami. Co jest fajne? Przeprowadza on konsultacje społeczne z mieszkańcami, na przykład na temat: co by chcieli, żeby było w lokalach usługowych obok ich domów.
Skąd dowiadujecie się o planach inwestorów?
Bardzo często z mediów. Ale zdarzają się przykłady, że zgłasza się do nas mieszkaniec sąsiedniego budynku, który mówi, że ma park obok domu, a ten park ma być zabudowany przez dewelopera.
Czy tak było też w przypadku planowanej inwestycji BBI w rejonie ulicy Poznańskiej, na którą stowarzyszenie nie chce się zgodzić?
Tam plan zagospodarowania przestrzennego jest dopiero tworzony. Mieszkańcom nie podoba się projekt dewelopera, bo jest to jedno z niewielu miejsc w Śródmieściu, gdzie zachowała się przedwojenna skala zabudowy i przedwojenna siatka ulic. A BBI chce to zniszczyć.
Jeśli zaczniemy budować tam wieżowce, to zaburzymy wygląd Śródmieścia południowego i stracimy dziedzictwo przedwojennej Warszawy. Dążymy do tego, aby nie była zburzona XIX-wieczna plebania i stacje drogi krzyżowej.
Nie mówię, że powinniśmy blokować lokalne budowy w okolicy Poznańskiej, ale powinniśmy się zastanowić nad niższymi budynkami i zachowaniem tam zieleni. Planom BBI sprzeciwia się też rada osiedla, rada dzielnicy i mieszkańcy. Ale plan zagospodarowania na końcu musi uchwalić rada miasta. A ta jest za tym, żeby ten teren zabudować. Naszym zdaniem wież nie powinno tam być.
Jakie macie stosunki z miastem?
Złe. Bo z miastem jest tak, że bardzo często albo nie konsultuje swoich planów z mieszkańcami, a jeżeli już, to są to fasadowe konsultacje.
Z czego utrzymuje się Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze?
Ze składek i z datków od naszych zwolenników. Pod tekstami na naszej stronie internetowej piszemy, że jeżeli podoba się komuś nasza działalność, to tu jest numer konta i można nas wesprzeć.
Po za tym mamy około 200 członków, a każdy musi obowiązkowo odprowadzić miesięcznie składkę członkowską.
Współpracujecie z innymi stowarzyszeniami albo ekologami?
Tak, np. na Ochocie naszym partnerem są tzw. Ochocianie Sąsiedzi, w Rembertowie mamy ruch miejski. Podobnie w Wilanowie – tam też działa ruch miejski, który dużo robi w tzw. czynie społecznym, np. sadzi drzewa, a tak być nie powinno, że robią to mieszkańcy. Ale nie mają innego wyjścia.
Planujemy zorganizować ogólnopolski blok ruchów miejskich i lobbować w interesie tzw. mieszczan. Bo tego lobby na razie nie ma, jest natomiast lobby węgla kamiennego w Polsce, lobby samochodowe, ale nie ma lobby, które by chciało forsować budowę przyjemnego miasta dla mieszkańców. My chcemy to zrobić. —rozmawiała Zuzanna Kozłowska
CV
Karol Perkowski, członek zarządu stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Aktywista miejski. Absolwent Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim. W Miasto Jest Nasze działa od 2014 r. Sam mówi o sobie, że zajmuje się ochroną warszawskich zabytków, nagłaśnia patologie związane z reprywatyzacją i popularyzuje idee miasta przyjaznego dla mieszkańców.