Architektura służy
Ta historyczna już doktryna w architekturze forsowała skrajny funkcjonalizm i oderwanie się od historycznych stylów. Architektura miała służyć nowoczesnemu, demokratycznemu społeczeństwu. Ignorować formalizm i ornamentykę. Wtapiać się w zastałą rzeczywistość i rozwiązywać problemy wielkich rzesz ludzi. Papież modernizmu Le Corbusier planował wyburzenie niemal całego prawobrzeżnego Paryża i stworzenie na miejscu historycznej zabudowy wielkiego osiedla z szerokimi alejami, obfitującymi w zieleń parkami i wieżowcami projektowanymi dla dziesiątek tysięcy rodzin. Wszystko w modernizmie miało być poddane dyktatowi symetrii, integracji z przyrodą, operowania światłem słonecznym. Gdzieś w tle utopijnego modernistycznego marzenia jest wielkie mrowisko, ze swoim naturalnym porządkiem i zasadą wszechużyteczności. Paradoksalnie to właśnie Azja Wschodnia i zbuntowana chińska wyspa stały się idealnym polem dla modernistycznej ekspresji twórczej. Szybkie uprzemysławianie się kraju powodowało migrację do miast milionów ludzi. Wielkie ośrodki miejskie rosły jak grzyby po deszczu. Stara drewniana architektura nie mogła sprostać potrzebom. Zaczynało rządzić modernistyczne szaleństwo.
Sen modernisty
Wszystkie miasta na Tajwanie wyglądają podobnie. Po tradycyjnej architekturze niemal nie ma śladu. Gdzieniegdzie poupychane drewniane świątynki wyglądają jak żart z wesołego miasteczka. Nieco wyróżnia się na tym tle Tajpej, w którego centrum jest kilka stylizowanych na chińską tradycję budowli, w tym Muzeum Narodowe czy zbudowany na stokach Góry Juan Szan, w miejscu dawnej szintoistycznej świątyni Grand Hotel. Ale i to ledwie drobne akcenty przyćmione przez potęgę wieży Tajpej 101, najwyższego (ponad 500 metrów) budynku Azji Wschodniej. Całe zaś miasto, a w jeszcze większym stopniu Taichung, to jeden wielki sen modernisty. Szerokie aleje, obsesyjnie przeszklone budynki, architektura funkcjonalna i doskonale uniwersalna. O tym, że jesteśmy w historycznych Chinach, przekonuje wyłącznie lokalne, kaligraficzne szaleństwo na budynkach. Ale opisów po angielsku i tak tu więcej niż w jakimkolwiek innym zakątku wschodniej Azji. Taichung wyróżnia się elegancją swojego centrum. To dzielnica dla bogaczy. Przeciętny apartament w modernistycznych wieżowcach kosztuje od kilku do kilkunastu milionów dolarów. Niektóre z nich eksplodują kłębami żywej zieleni. Jest jasno i przejrzyście. To dlatego, że planiści, konstruując miasto na prostopadłych osiach, szukali doskonałego wyważenia między obfitością słonecznego światła i dostatkiem błogosławionego w letnich miesiącach cienia.
Pośrodku Taichung – arcydzieło. To NTT – National Taichung Theater, budynek autorstwa jednego z geniuszy współczesnej architektury, Japończyka Toyo Ito. Ten laureat architektonicznego Nobla, czyli Nagrody Pritzkera, kształtował na równi krajobrazy miejskie Japonii, Chin, Singapuru, Paryża, Barcelony i hiszpańskiej Marbelli. Laureat wielu innych nagród w Taichung stworzył dzieło pewnie najdoskonalsze. Wszystko w efekcie wygranego przez siebie konkursu, który miasto Taichung rozpisało w 2005 roku. Po podpisaniu stosownego kontraktu w 2009 roku budowa trwała ledwie pięć lat. Budynek nazywany niekiedy Operą oddano do użytku w roku 2014. Jego założenie obejmuje prawie 60 tysięcy metrów kwadratowych z dwoma salami teatralnymi (większa na ponad 2000 widzów), hallami na ekspozycje, biblioteką, przestrzeniami muzealnymi. Ideą, która przyświecała twórcy jako motyw przewodni, była naturalna pieczara. Budynek nie operuje więc żadnymi kątami prostymi. Wszystkie przejścia, korytarze, sufity cechują się łagodnymi obłościami. Imitujące naturalne prześwity w skale okna przepuszczają w dzień światło słoneczne, a w nocy przybliżają rozświetlone gwiazdami niebo. Dach, jak postulowali moderniści, jest zielony, przykryty naturalną trawa, a białe betonowe wywietrzniki wyglądają jak szczyty karłowatych wulkanów.
Jaskinia dźwięku
By stworzyć 58 krzywych ścian, do konstrukcji budynku użyto napylanej betonem metalowej siatki. Efekt? Oszałamiający. Ale i tak najmocniej zostaje w pamięci jaskinia dźwięku.
To serce tego budynku. I mam wrażenie, najlepszy przejaw geniuszu Toyo Ito. Niewielkie (600 m kwadratowych) pomieszczenie jest jakby wymyte przez rzekę w wapiennej skale. Sprawia doskonałe wrażenie naturalnej groty. To miejsce na odpoczynek.
Na ścianach ukryte reflektory wyświetlają inspirującą, trójwymiarową, na dodatek dynamiczną grafikę w kolorze czystej bieli. W tle słychać inspirowaną szumem wiatru i naturalnymi odgłosami kapiącej wody muzykę. A pośrodku wielkie białe pufy, w których odwiedzający to pomieszczenie goście toną jak w kopcach białego i miękkiego puchu.