Rz: Pisze pan, że zło i dobro jest w nas. Ale gdzie jest linia, która je oddziela? Dlaczego niektórzy ją przekraczają, a inni nie?
Philip Zimbardo: „Efekt Lucyfera” to próba odpowiedzi na pytanie, czy jesteśmy w stanie w racjonalny sposób tę zmianę pojąć, nie odnosząc się do mistycznych pojęć. Szczególnie interesuje mnie to, jak ludzie, którzy są zwykłymi, przeciętnymi, „dobrymi”, nagle pod wpływem sytuacji dopuszczają się czynów haniebnych. Miałem okazję obserwować takie zachowania czy to podczas eksperymentu więziennego w Stanford i innych, które prowadziłem, czy to w prawdziwym życiu: w więzieniu Abu Ghraib, Rwandzie czy w hitlerowskich Niemczech.
Czy udało się znaleźć odpowiedź na to pytanie?
Zbrodniarzy z patologiczną osobowością, którzy wyrządzają krzywdę innym, jest stosunkowo niewielu. Znakomita większość sprawców zła to normalni, przeciętni ludzie, którzy pod wpływem okoliczności robią rzeczy, o których nie pomyśleliby wcześniej, że są do nich zdolni. Zidentyfikowałem pewne procesy psychologiczne i socjologiczne, które sprawiają, że ludzie przekraczają granicę między dobrem a złem. Jedną z takich sytuacji jest przypisanie ludziom pewnych ról: np. urzędnika imigracyjnego czy żołnierza. W rolach tych zatracają własną tożsamość i nabywają tożsamość publiczną. Jeśli jestem urzędnikiem imigracyjnym, to nie obchodzi mnie, że ktoś płacze i mówi, że bez wizy umrze. Ja mam określone zasady, według których mam funkcjonować. Innym ważnym mechanizmem jest grupa i jej dynamika. Wszyscy chcemy być akceptowani i lubiani. Zachowujemy się w sposób, jaki wymaga od nas grupa. Oczywiście fajnie jest myśleć, że jesteśmy indywidualistami, ale prawda jest taka, iż robimy to, czego inni od nas oczekują. A grupy są różne. Oprócz tych, które mają dobre zasady, są i takie, które w założeniu są złe: gangi czy sekty. Często, żeby przystąpić do takiej grupy, nie tylko trzeba się ubierać jak inni jej członkowie, ale i zachowywać się w sposób, który może być po prostu czynieniem zła. Kolejnym czynnikiem jest rozproszenie odpowiedzialności. Kiedy jesteśmy w grupie, wszyscy wyglądamy tak samo, bo na przykład jesteśmy w mundurach. Stajemy się anonimowi, a nasza odpowiedzialność się rozmywa, zwłaszcza że często przywódca lub choćby ktoś starszy stopniem zapewnia nas, iż odpowiedzialność bierze na siebie.
W takiej sytuacji znaleźli się polscy żołnierze w Nangar Khel oskarżeni o zbrodnie wojenne.