Piraci podwodni mają się dobrze

Nie wywieszają czarnej flagi, nie strzelają, nie zdobywają statków abordażem, ale wciąż są w pogoni za klejnotami i skrzyniami ze złotem. Piracka profesja nie zniknęła. Współczesny kapitan Blood wciąż poluje na te same stare galeony i korwety, zaciekle, nawet pod wodą.

Aktualizacja: 08.08.2009 11:25 Publikacja: 07.08.2009 01:28

Robot wydobył skarb z ponad kilometrowej głębi na Oceanie Atlantyckim

Robot wydobył skarb z ponad kilometrowej głębi na Oceanie Atlantyckim

Foto: AFP

Klaus Keppler to najbardziej znany niemiecki współczesny pirat. W lipcu tego roku zdobył u wybrzeży Indonezji statek, prawdopodobnie portugalski, z XVII wieku, z ładunkiem złota, srebra i kamieni szlachetnych. Skarb waży półtorej tony. Ile naprawdę jest wart (mówi się o 10 milionach euro), wiedzą tylko Keppler i rząd Indonezji. Podzielą łup po połowie. 70-letni Niemiec utyskuje na taki „rabunek”, skoro wydał 3 miliony euro na poszukiwania. Gdy w wieku 20 lat zdobywał swój pierwszy podwodny skarb, z rzymskiej galery, nie musiał się dzielić z nikim.

[srodtytul]Bezwzględni jak dawniej[/srodtytul]

Dzisiejsi piraci są równie bezwzględni jak ich poprzednicy. Australijczyk Mike Hatcher grasuje od 30 lat na wodach Dalekiego Wschodu. Jest sprytny, nie zależy mu szczególnie na złocie, woli chińską porcelanę. Zarobił już ciężkie miliony, sprzedając na aukcjach naczynia wydobyte z wraków chińskich dżonek. Dziesięć lat temu ogołocił z porcelany wrak trójmasztowej dżonki „Tek Sing”, która zatonęła w 1822 roku. Podobno ładunek liczył 360 tys. naczyń. Hatcher zniszczył prawdopodobnie dwie trzecie ładunku, aby podnieść antykwaryczną cenę zdobycznej porcelany.

Współczesny pirat ma tupet, jest przebiegły i wykształcony. Amerykanin Mel Fischer uganiał się za wszystkim, co poszło na dno, nie gardził żadnymi drobiazgami, ale najbardziej zapamiętale polował na wielki skarb. I upolował, po 16 latach. W 1985 roku wydobył go z wraku hiszpańskiego galeonu „Nuestra Senora de Atocha”, który poszedł na dno w 1622 r. u wybrzeży Florydy. Wiózł do Europy pieniądze – ich dzisiejsza wartość przekracza 400 milionów dolarów. Władze amerykańskie zgłosiły pretensje do tego skarbu, uznały go za zabytek. Mel Fischer był odmiennego zdania. Sprawa oparła się o sąd. Fischer miał z czego opłacać adwokatów, proces trwał osiem lat. Pirat postawił na swoim. Łatwo się domyślić, co spowodował ten casus – liczba piratów gwałtownie wzrosła. Do tego stopnia, że w roku 2001 UNESCO przyjęło konwencję o ochronie podmorskich stanowisk archeologicznych, czyli wraków.

Carlos Leon Amores z Museu Maritim (Muzeum Morskie) w Barceloniejest archeologiem podwodnym o światowej renomie. Opinię w tej sprawie, swoją i środowiska, wyraża niedwuznacznie: – Nurkowie poszukujący skarbów są plagą, trzeba ich ścigać. Plądrują wraki, zubożają dziedzictwo kulturowe. Dla nich liczą się tylko: złoto, srebro, klejnoty, wartościowe przedmioty. Piraci niszczą informacje o zatopionych statkach.

[srodtytul]Złodziejska odyseja[/srodtytul]

Niewiele to pomogło. Piraci doprowadzili nawet do poważnego dyplomatycznego konfliktu z okrętami wojennymi w tle. Greg Stemm stoi na czele spółki poszukiwawczej Odyssey Marine Exploration (z siedzibą na Florydzie) i na mostku słynnego na świecie statku „Odyssey Explorer”, z pokładu którego Amerykanie poszukują wraków ze złotem i srebrem. W 2007 roku statek tygodniami tkwił w brytyjskim porcie w Gibraltarze, od czasu do czasu wychodził w morze i wracał. Dopóki znajdował się na hiszpańskich wodach terytorialnych, eskortowały go kutry patrolowe Marynarki Wojennej tego kraju, ale poza swoimi wodami nie miały prawa. Hiszpanie podejrzewali, że Amerykanie plądrują któryś z ich statków spoczywających na dnie. Gdy w maju na lotnisku w Gibraltarze wylądował wyczarterowany przez Odyssey Marine Exploration transportowy boeing i szybko odleciał do Ameryki, rozpętała się awantura. Ponieważ zawiadomili sąd na Florydzie o podwodnym skarbie, rząd Hiszpanii oficjalnie zgłosił do niego pretensje. Chodziło o 17 ton monet, 600 tys. sztuk. Skarb wart co najmniej 500 milionów dolarów został wydobyty z wraku spoczywającego 100 mil morskich na zachód od Gibraltaru, na głębokości 1100 m. Wydobyto go przy wykorzystaniu najnowocześniejszego, sześciotonowego, zdalnie sterowanego robota Zeus. Greg Stemm i jego piraci nie ujawnili, z jakiego statku pochodzi skarb, ale Hiszpanie to wykryli i udowodnili przed sądem na Florydzie.

Fregata „Nuestra Senora de las Mercedes”, statek wojenny królestwa Hiszpanii, płynął w konwoju z Peru. O dzień drogi od Hiszpanii, w październiku 1804 roku, zaatakowała go flota angielska. Wywiązała się bitwa morska. Pocisk trafił w magazyn prochu i fregata, wraz z 200 ludźmi, wyleciała w powietrze i zatonęła.

Proces o prawo do niej trwał dwa lata. Oprócz Grega Stemma i Hiszpanii także rząd w Limie zgłosił swoje pretensje, ponieważ część przewożonych monet została wybita w Peru. W czerwcu tego roku sąd w Tampa na Florydzie ostatecznie rozstrzygnął spór, przyznając rację Hiszpanii.

[srodtytul]Kapsuła czasu[/srodtytul]

Piraci są przebiegli i wiedzą, gdzie szukać. W 1631 roku 13 hiszpańskich żaglowców wyruszyło z meksykańskiego Veracruz do Kadyksu. Przewoziły 2 miliony ówczesnych pesos, sztabki srebra, jedwab, chińską porcelanę, czekoladę, skóry. Kruszec załadowano na dwa galeony: „Nuestra Senora del Juncal” i „Santa Teresa”. 14 października rozszalał się sztorm, statki zatonęły w zatoce Campeche na wysokości półwyspu Jukatan. O zezwolenie na ich eksplorację pierwsze zaczęły się starać firmy Offmex i Offtech. W zamian za umożliwienie poszukiwań oferowały władzom kraju od 25 do 75 proc. wydobytego spod wody złota i srebra. W odpowiedzi na te starania meksykański Narodowy Instytut Antropologii i Historii ogłosił projekt „Flota 1600 – 1631”. Z kolei rząd Meksyku uchwalił prawo chroniące zabytki pod wodą.

Ale piraci swoje. Ostatnio do grona pretendentów dołączył nie kto inny, jak właśnie Greg Stemm z Odyssey Marine Exploration. Nie zależy mu na całej zatopionej flocie, lecz na dwóch statkach, właśnie tych, które przewoziły kruszec: „Nuestra Senora del Juncal” i „Santa Teresa”. Jego propozycja obejmuje użycie najnowocześniejszego sprzętu wartego miliony dolarów, między innymi podwodnych robotów.

I tu władze Meksyku straciły cierpliwość. Stanowczej odmowie towarzyszy dosadne uzasadnienie: „Celem firmy Odyssey nie są badania naukowe. Nie współpracują z nią archeolodzy ani żadne placówki typu uniwersyteckiego o międzynarodowej renomie. A są to warunki, bez których spełnienia nie jest możliwe udzielenie zgody na takie przedsięwzięcie. Tego rodzaju wrak jest dobrem kultury, swoistą kapsułą czasu. Napływa wiele próśb o zgodę na poszukiwania i eksplorację wraków na wodach meksykańskich, ale stoi za tym chęć wydobycia dużych ładunków złota, srebra i szlachetnych kamieni” – głosi oficjalny komunikat Narodowego Instytutu Antropologii i Historii.

[srodtytul]Jak powinno być[/srodtytul]

Skoro nawet na lądach, gdzie wykopaliska prowadzone są w niezliczonych miejscach od niemal 200 lat, wciąż jest dużo do odkrycia, to cóż dopiero pod wodą. Dna mórz i oceanów są tak naprawdę niezbadane. ale dzięki współczesnej technice archeologia podmorska jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się dziedzin współczesnej nauki. W praktyce wygląda to, na przykład, tak:

Rok 1743, statek „Getheborg” wyrusza ze Szwecji do Kantonu. Po drodze, w Kadyksie, wymienia szwedzkie żelazo i drewno na 5 ton hiszpańskiego srebra niezbędnego w wymianie z Chinami. Latem 1744 r. ładuje w Kantonie pieprz, herbatę, przyprawy, jedwab, 289 skrzyń z porcelaną oraz trzy i pół tony pereł. Wraca. We wrześniu 1745 roku przy wchodzeniu do portu w Dover nieszczęśliwie uderza w skały i tonie na oczach mieszkańców miasta. Rok później nurkowie odzyskali około jednej trzeciej ładunku. Był on tak cenny, że to wystarczyło, aby wyprawa i tak przyniosła 14 proc. zysku.

W 1986 roku naukowcy z Uniwersytetu w Göteborgu rozpoczęli badania wraku finansowane przez miasto. W trakcie wykopalisk zdejmowano warstwy grubości 20 cm i dokumentowano wszystkie znalezione zabytki. Wydobyto mnóstwo porcelanowych naczyń, skrzynie do herbaty, amunicję, osobiste rzeczy żeglarzy, srebrne monety i drewniane elementy kadłuba, masztu, steru, reje, kotwice, liny. Wszystkie te przedmioty trafiły do muzeów. Na podstawie wykopalisk zbudowano replikę żaglowca, która pływa od kilku lat – zawijała nawet do Gdyni.

[srodtytul]Kryształowy Pałac[/srodtytul]

Naukowcy z Chińskiego Centrum Archeologii Podwodnej poszukiwali na Morzu Południowochińskim wraku holenderskiego żaglowca z XVII wieku, a znaleźli średniowieczną dżonkę. Spoczywała 37 km od wyspy Shangchuan, na głębokości 25 m, na prawej burcie. Przykrywała ją szczelnie dwumetrowa warstwa mułu, dzięki czemu, bez dostępu tlenu, wrak przetrwał w znakomitym stanie. Dżonkę zwodowano między XI a XIII stuleciem. Kadłub ma 30,4 m długości i 9 m szerokości.

Archeolodzy i technicy wydobyli dżonkę na powierzchnię. Przygotowania trwały pół roku. Zbudowano specjalną stalową klatkę o powierzchni boiska do koszykówki. Jej elementy zmontowano w wodzie, wokół wraku. Kadłub wraz z klatką ważył 3,8 tys. ton. Pierwsza próba wydobycia, w październiku 2007 roku, zakończyła się fiaskiem, powiodła się druga, w grudniu. W operacji wziął udział największy chiński statek-dźwig „Huatianlong”, który ma 170 m długości i jest w stanie unieść 4,3 tys. ton.

Bezpośrednio po wydobyciu dżonka została umieszczona na specjalnie zbudowanej barce. Dopiero wtedy zajęli się nią intensywnie archeolodzy. Okazało się, że przewoziła srebrne i złote monety (dotychczas wydobyto 6 tys. sztuk), wspaniałą biało-niebieską porcelanę – badacze szacują, że we wnętrzu znajduje się jeszcze około 70 tys. porcelanowych naczyń wartych miliony dolarów. Wszystkie, podobnie jak monety, trafią do zbiorów muzealnych.

Po zakończeniu badań wydobyty wrak będzie atrakcją turystyczną. W Kantonie powstanie specjalny basen – już otrzymał nazwę Kryształowy Pałac. Dżonka znajdzie w nim warunki podobne do tych, w jakich przebywała przez ostatnich (co najmniej) osiem stuleci. Woda będzie miała temperaturę, ciśnienie i zasolenie takie jak w Morzu Południowochińskim na głębokości 25 m. Zwiedzający będą oglądać średniowieczny statek przez okienka w basenie. Zapewne w tłum wmieszają się także piraci.

[ramka][b]Metryka złotej monety:[/b]

+ EscudoKarlosa IV Moneta bita w Limie

+ Została wydobyta z głębokości 1100 metrów za pomocą robota

+ O takie monetyze statku „Nuestra Senora de las Mercedes” toczył się międzynarodowy spór

+ Cały skarb waży 17 ton. Liczy 600 tys. monet

+ Ich wartość to co najmniej500 mln dolarów [/ramka]

Klaus Keppler to najbardziej znany niemiecki współczesny pirat. W lipcu tego roku zdobył u wybrzeży Indonezji statek, prawdopodobnie portugalski, z XVII wieku, z ładunkiem złota, srebra i kamieni szlachetnych. Skarb waży półtorej tony. Ile naprawdę jest wart (mówi się o 10 milionach euro), wiedzą tylko Keppler i rząd Indonezji. Podzielą łup po połowie. 70-letni Niemiec utyskuje na taki „rabunek”, skoro wydał 3 miliony euro na poszukiwania. Gdy w wieku 20 lat zdobywał swój pierwszy podwodny skarb, z rzymskiej galery, nie musiał się dzielić z nikim.

Pozostało 95% artykułu
Nauka
Pełnia Księżyca w grudniu. Zimny Księżyc będzie wyjątkowy, bo trwa wielkie przesilenie księżycowe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
W organizmach delfinów znaleziono uzależniający fentanyl
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań