Ponad 13 tys. osób z kilkunastu państw (nie było wśród nich Polaków) — tak liczna grupa wzięła udział w projekcie Międzynarodowej Agencji ds. Badań nad Rakiem (IARC) działającej pod auspicjami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Prowadzony był on dziesięć lat przez kilkudziesięciu naukowców. Wnioski?
– Uzyskane wyniki nie ujawniły związku między używaniem komórek a zwiększonym ryzykiem zachorowania na nowotwór mózgu – powiedziała agencji AFP Elisabeth Cardis, kierownik badań. — Z drugiej strony, nie możemy jednoznacznie stwierdzić, że takiego ryzyka w ogóle nie ma. Istnieją bowiem dane, które sugerują, że może ono jednak istnieć.
To dość enigmatyczna informacja, gdy się weźmie pod uwagę fakt, że badania kosztowały prawie 20 mln euro. Jedną czwartą tej sumy wyłożyły firmy z branży telefonii komórkowej. Pojawiły się krytyczne głosy, czy aby ten fakt nie wpłynął na wyniki. Tym bardziej, że jeden z wniosków brzmi dość osobliwie. Otóż osoby używające komórek rzekomo generalnie mają mniejsze ryzyko zapadnięcia na raka mózgu niż niekorzystające z mobilnych telefonów. Choć autorzy zastrzegają, że z powodu problemów z metodologią badań (nie precyzują, o jakie problemy dokładnie chodzi), należy podejść do tych doniesień z ostrożnością.
Wyniki prac spotkały się z krytyką z jeszcze jednego powodu. Zamiast dokładnie monitorować, jak wiele czasu uczestnicy badań spędzali ze słuchawką przy uchu, jedynie ich o to pytano. A poleganie na ludzkiej pamięci może być zwodnicze.
Christopher Wild, dyrektor IARC, zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem, z jakim musieli zmierzyć się naukowcy. Otóż w czasie trwania projektu znacząco zmieniły się zwyczaje używania komórek. Generalnie korzystamy z nich coraz częściej. Trudno obliczyć, jak często i jak długo naprawdę trzymane są przy uchu. A dzięki zestawom głośnomówiącym i to nie jest już takie jednoznaczne.