To były wakacje. Anka jak zwykle w weekend wybrała się z przyjaciółką do jednego z białostockich alternatywnych klubów. Kupiły piwo i krążyły między stolikami. Przysiadły się do znajomych. – Odwróciłam się na chwilę, a może poszłam tańczyć – wspomina 21-latka. – Potem wypiłam kilka łyków piwa i zrobiło mi się na maksa niedobrze. Poleciałam do łazienki. Zdążyłam tylko zamknąć za sobą drzwi na zamek.
Jej ciało stało się bezwładne. Ktoś pukał do drzwi. Nie dała rady się podnieść, by otworzyć. Straciła rachubę czasu. Po dwóch godzinach znalazła ją przyjaciółka. – Ty jesteś naćpana – usłyszała z ust kolegi, który pomagał jej wstać. Źrenice Anki były jak pięć złotych. A przecież nigdy nie brała narkotyków.
Mniej szczęścia miała nastolatka, którą pięć lat temu policjanci ze Skarżyska-Kamiennej znaleźli nieprzytomną przy drodze. Był luty, dziewczyna miała odmrożone kończyny, groziła jej amputacja. W szpitalu stwierdzono, że została zgwałcona. Dopiero po dwóch dniach można ją było przesłuchać – wcześniej nie było z nią kontaktu. 19-latka nie pamiętała okoliczności zdarzenia, dlatego policjanci podejrzewali, że sprawca użył tzw. pigułki gwałtu.
[srodtytul]Statystyki, których brak[/srodtytul]
– Liczba ekspertyz, które są wykonywane w związku z użyciem środków farmakologicznych w celu ułatwienia wykorzystania seksualnego, systematycznie rośnie – mówi dr Piotr Adamowicz z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. – O ile w 2001 roku mieliśmy ich dwie, o tyle teraz kilkadziesiąt.