W grudniu minie dwa lata od tamtego historycznego zabiegu. Polska chirurg, prof. Maria Siemionow przeszczepiła 45 - letniej Amerykance aż 80 proc. twarzy. W tym skórę, kości, mięśnie, naczynia krwionośne i włókna nerwowe. Był to pierwszy tak rozległy przeszczep tego typu.
Na zdjęciach, które niedługo potem obiegły świat Connie Culp nie wyglądała najlepiej. Miała spuchniętą, zniekształconą twarz. Oglądając najnowsze aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba. Co prawda wciąż jeszcze widać ślady opuchlizny, a głos Connie jest przytłumiony i brzmi nieco niewyraźnie. Pacjentka czuje się jednak na tyle dobrze, że postanowiła zaangażować się w działalność społeczną. Wystąpiła w tym tygodniu na imprezie zorganizowanej przez LifeBanc. To organizacja non-profit z Ohio, która wspiera osoby po przeszczepie. Culp zadeklarowała, że na nowym etapie swojego życia zostanie rzeczniczką idei ofiarowywania narządów. Zresztą zanim została postrzelona przez męża, w wyniku czego dosłownie straciła twarz, nosiła przy sobie zgodę na pobranie narządów po swojej śmierci.
– To niesamowite, jak jedna osoba może zmienić życie innych ludzi – powiedziała agencji AP. W ten sposób nawiązała do swojej historii. Po tragicznym wypadku nie mogła jeść stałych pokarmów, samodzielnie oddychać, a nawet odczuwać zapachów. Nie mówiąc o tym, że kiedy wychodziła na ulicę zdarzyło jej się usłyszeć, że wygląda jak potwór. Przeszła prawie 30 operacji rekonstrukcyjnych. Na niewiele się to jednak zdało. Została zakwalifikowana do transplantacji twarzy. W grudniu 2008 roku znalazła się dawczyni. Kobieta mniej więcej w jej wieku, która zmarła nagle. To wszystko, co Connie mogła się o niej dowiedzieć.
Operacja trwała 22 godziny. Potem przyszły kolejne, których celem było poprawianie ostatecznego efektu. Ostatnia miała miejsce w lipcu. Lekarze usunęli poły skóry zwisające z twarzy Culp.
Miewa bóle głowy. Zwłaszcza gdy jest bardzo zimno lub bardzo gorąco. Ale cieszy się nowym życiem. Między inny wnukiem, Maddoxem, który poznał swoją babcię dopiero po przeszczepie.