Do takiego wniosku doszli badacze z Uniwersytetu w Buffalo, zespołem kierował dr Victor Albert. Odkrycie amerykańskich uczonych podważa dotychczasowe ustalenia genetyków.
Początkowo nie wiedziano, do czego służy tzw. śmieciowe DNA. Genetycy spekulowali, że służy do aktywacji genów lub jest czymś w rodzaju zabytku, świadectwem rozwoju trwającego miliony lat i cech dawniej przydatnych.
W ubiegłym roku naukowcy poinformowali o rozwiązaniu tej zagadki. Na łamach „Nature" ukazał się artykuł przedstawiający wyniki prac w ramach projektu „Encode". Uczestniczyło w nim ponad 400 badaczy z wielu krajów. Ustalili oni, że śmieciowe DNA, stanowiące 98 proc. naszego genomu, bynajmniej nie jest bezużyteczne, znajdują się w nim fragmenty kontrolujące geny odpowiedzialne za różne ważne funkcje życiowe. Złe funkcjonowanie tych fragmentów, wady w ich budowie powodują niewłaściwe sterowanie białkami, co prowadzi do rozmaitych schorzeń związanych dotychczas z mutacjami genów. Projektem „Encode" kierował prof. Ewan Birney z European Bioinformatics Institute w Cambridge.
Wyniki prac genetyków z Uniwersytetu w Buffalo wskazują na co innego. Przeważająca część genomu nie jest aktywna biologicznie.