W swoim laboratorium w Sainte-Tule w regionie Alpes-de-Haute-Province zbudował instalację, która wykorzystując energię wiatrową, odzyskuje wilgoć z powietrza. - Schemat urządzenia jest prosty. Wiatrak zasysa powietrze. Następnie, energia wiatru służy do ochłodzenia zassanego powietrza i zawartej w nim pary wodnej. Para wodna skrapla się. Po oczyszczeniu i kontroli trafia do zbiornika zintegrowanego z wiatrakiem. I mamy wodę - wyjaśnia Parent.
Dotychczas zbudował trzy prototypowe urządzenia. Najmniejsze, wysokości 10 metrów, jest w stanie dostarczać do 53 litrów na dobę. Wydajność wiatraka 12-metrowego jest dużo większa, do 149 litrów na dobę. Najwyższy, 14-metrowy skrapla do 514 litrów. Według szacunków Marca Parenta ich koszt powinien wynosić odpowiednio 9900, 18 000 i 25 000 euro. Koszty te są obliczane dla następujących warunków: wiatr wiejący z prędkością 10 metrów na sekundę, temperatura 25 st. C, wilgotność powietrza 60 proc. Ponieważ nie cała energia wiatru zużywana jest do skraplania wody, wiatraki mogą także dostarczać prądu.
Marc Parent, który nie skończył żadnej uczelni technicznej, wpadł na ten pomysł 10 lat temu. Zdążył go już opatentować. Rok temu założył Ecole Water, firmę, której zadaniem jest produkowanie i sprzedawanie tych maszyn. Jego zdaniem, zainteresowani są nią zarówno użytkownicy prywatne jak i właściciele hoteli, pensjonatów, restauracji, a nawet sieci handlowe (ciekawe, ile kosztowałaby butelka rosy). Wynalazca spodziewa się, że jego oferta spotka się ze szczególnym zainteresowaniem w krajach i regionach, gdzie nieustannie brakuje wody pitnej i nic nie wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości może się to zmienić.
Chyba nie są to nadzieje bezpodstawne. Zainteresowanie wyraziły już władze miasta ekologicznego Masdar w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Sułtanat Omanu, rolnicy z południa i wschodu Australii.