W jednym z wywiadów prezydent Rosji stwierdził, że nie ogląda serialu „House of Cards". Japoński premier z kolei podczas uroczystej kolacji wydanej przez Baracka Obamę w żartach nawiązywał do serialu, którym jednak po cichu miałoby się inspirować wielu obecnych polityków. Nie wiadomo, czy przywódca Chin, Xi Jinping ma w ogóle czas i ochotę, by śledzić amerykańskie nowości, ale producent serialu, firma Netflix bardzo chciałaby podbić także i chiński rynek.
Nadążanie na żądanie
Telewizja zmienia się wraz z technologią. Nie chodzi już o nowsze, bardziej płaskie ekrany, ale o sposób odbierania audycji. Mają być dostępne na żądanie widzów, nie wtedy, gdy dana stacja umieści je w ramówce. Nie trzeba sprawdzać pory powtórek. Telewizja ma podążać za odbiorcami, inaczej wybiorą zamiast niej coś innego. Ten szantaż w wersji 2.0 jest pochodną trendu VOD, „Video on Demand", kablowych i satelitarnych serwisów, które z czasem zaczęły zyskiwać coraz większą popularność w sieci. Dziś na żądanie jest praktycznie wszystko, a reklamy popularnych dostawców TV zachęcają do myślenia swoim rytmem dnia, za którym to telewizja musi nadążyć
Trendu odwrócić się nie da, ponieważ konsumenci dobrze czują się jako właściciele swojego czasu. Jeżeli do ich potrzeb dostosowują się wszyscy, na nic zdadzą się narzekania, że lepiej to już było, tylko trzeba przygotowywać ofertę bardziej konkurencyjną od pozostałych. Bezsprzecznym liderem amerykańskiego i światowego rynku nowoczesnej TV jest firma Netflix, producent takich seriali jak „House of Cards" czy „Orange is the New Black". Obecnie należy do niej 60 mln abonentów na świecie, ale do wzięcia jest wciąż jeszcze jeden, ogromny i bardzo wymagający rynek.
Chiny do wzięcia
Netflix ostrzy sobie zęby na Chiny. Państwo Środka dysponuje rynkiem video o wartości szacowanej na blisko 6 mld dolarów, z setkami milionów użytkowników smartfonów. Także wyposażonych w mobilną telewizję Dla Amerykanów byłaby to prawdziwa żyła złota, problemem pozostaje przekonanie do siebie cenzury nadzorowanej przez Pekin. Z pomocą w negocjacjach ma przyjść Jack Ma, założyciel największego gracza chińskiego e-handlu. Firma Alibaba od dawna przebija wynikami amerykańskich konkurentów podczas dni wzmożonych zakupów w sieci, podobnie jak Amazon eksperymentuje nad dostawą towarów przy pomocy dronów oraz rozwija sieć dystrybucji na świecie.
Wejście na chiński rynek z pewnością ułatwiłoby partnerstwo z rodzimym partnerem. Netflix prawdopodobnie rozmawia o tym także z serwisem Wasu, jednym z pierwszych, który otrzymał rządową licencję na dystrybucję telewizyjnych treści w internecie. Pekin wydał takie pozwolenia łącznie siedmiu chińskim przedsiębiorstwom. Firma współpracuje ze wspominaną Alibabą przy produkcji dekoderów od 2013 roku, jest operatorem kablowym i internetowym w mieście Hangzhou, gdzie koncern ma siedzibę.