Emil - pręgowany dog wielmoża, rasowy do szpiku kości i teoretycznie skazany na sukces. Ale psiego arystokratę, tak jak każdego kundla po mieczu i/lub kądzieli, może dotknąć ludzka głupota, okrucieństwo i bezmyślność.
Historia, jakich wiele, chociaż wciąż zbyt mało. Zabiedzony, zagłodzony i zaniedbany pies trafia do domu ludzi dobrych i wrażliwych. Nowi właściciele robią wszystko, by doszedł do siebie, odkarmiają, dopieszczają, leczą, za swoje pieniądze, za resztki swoich pieniędzy, w końcu za pożyczone. Historia, jakie się zdarzają.
Jest też parę książek, które w takim samym stopniu chwytają za serce... Ale w polskiej literaturze niewiele jest takich pozycji, co może dziwić z dwóch powodów: Polacy są w światowej czołówce, jeśli chodzi o liczbę zwierząt domowych (co drugi Polak ma w domu zwierzaka). A po drugie, bo mimo wciąż jeszcze zbyt łagodnych, ale jednak istniejących przepisów dotyczących karania za okrucieństwo wobec zwierząt, szokuje liberalność wymiaru sprawiedliwości wobec takich czynów i obojętność ludzi, którzy na nie nie reagują. Dlatego powinno się o tym pisać, trąbić, śpiewać - co kto potrafi.
Miło jest wreszcie przeczytać taką książkę polskiego autora. Zwłaszcza że Jędrzej Fijałkowski bez zbędnego sentymentalizmu potrafi opowiedzieć, na czym polega tworzenie więzi z poranionym zwierzęciem, ile to wymaga uwagi i umiejętności obserwowania. Cierpliwości, czułości i poświęcenia. Uczenia się nawzajem swoich reakcji, rozumienia strachów i wybaczania potknięć... I jak nieprawdopodobną akceptację, wdzięczność - i miłość chyba - dostaje się w zamian.
I dlatego właśnie szkoda, że po tę książkę sięgnęłam ja - właścicielka (hm...) kota ze schroniska, sięgną też po nią ci, którym los zwierząt nie jest obojętny. I szkoda, że na pewno nie przeczyta jej ktoś, dla kogo czystą przyjemnością jest kopnięcie psa albo samochodowe polowanie na kota podczas jazdy pustą ulicą. Szkoda, bo to, o czym pisze Fijałkowski, dla tych pierwszych jest oczywiste. Ale może jest szansa, że ktoś z "tych drugich" zawaha się, zanim kopnie, a jeśli w wyniku fatalnego przypadku potrąci samochodem, zatrzyma się i zawiezie rannego do weterynarza. A jeśli miał nieszczęście zabić - to chociaż odsunie na pobocze. I zwolni.