Stanisław Leszczyński: Ja wiem, że można zadać pytanie, po co drugi Konkurs Chopinowski, skoro jeden już jest.
Właśnie o to chciałem zapytać.
Ten konkurs jest konsekwencją wieloletniej próby zaprezentowania zupełnie innego świata dźwięku poprzez medium dawnego instrumentu. Nakładają się tu na siebie dwie rzeczy – czysta ciekawość, jak w czasach Chopina grano, co go inspirowało, na czym sprawdzał efekt swojej pracy twórczej. Z drugiej strony – jesteśmy w pewnym konsekwentnym ciągu wydarzeń, jeśli idzie o tendencje powrotu do stylu wykonawczego z przeszłości. Interesuje nas odpowiedź na pytanie, jak to brzmiało, chociaż nigdy się tego nie dowiemy, nie dokonamy muzealnego przywrócenia dawnej rzeczywistości. Odkrywamy na nowo dzieło muzyczne. Wiemy, że muzyka, na przykład Beethovena, brzmiała zupełnie inaczej niż we współczesnej orkiestrze symfonicznej, która w gruncie rzeczy adaptowała oryginalne teksty muzyczne do swojej stylistyki, ukształtowanej na innej muzyce. Podobnie jest z Chopinem.
Pierwszy kontakt z Orkiestrą XVIII Wieku w koncertach Chopina po prostu ustawił nas w innym miejscu jako odbiorców, zaczęliśmy inaczej tę muzykę rozumieć. Okazuje się, że wszystko u Chopina jest spójne, że on doskonale wiedział, jak pisać na orkiestrę. I nie tylko na orkiestrę, co być może najbardziej ewidentne staje się w kameralistyce, w Triu g-moll op. 8. Proporcja pomiędzy skrzypcami, wiolonczelą i fortepianem współczesnym jest absurdalna. Nawet jeżeli dawne skrzypce i wiolonczela są wzmocnione, bo wiemy, że nie ma obecnie oryginalnego stradivariusa, jeśli nie liczyć jednego egzemplarza w British Museum. Te wspaniałe skrzypce przebudowano tak, żeby wzmocnić ich brzmienie. Ale nawet przy wzmocnionym brzmieniu Trio g-moll inaczej się jawi grane z fortepianem z epoki. Instrumenty klawiszowe uwydatniają ten problem jeszcze bardziej wyraziście. Współczesność wymyśliła instrument idealny, wyrównany.
A może należałoby powiedzieć – uśredniony.