Grzegorz Kasdepke o tym, jak opowiadać dziewięciolatkom o ich prawach
Rz: Napisanie opowiadania dla dzieci na podstawie aktu prawnego to chyba dość karkołomne zadanie?
Grzegorz Kasdepke: Rzeczywiście miałem z tym pewien problem. Książkę „Mam prawo!” wymyślałem prawie dziesięć lat. Pomysł na nią zrodził się, gdy Jolanta Kwaśniewska zorganizowała w warszawskim Sheratonie zjazd pierwszych dam. Panie debatowały na temat praw dziecka. Cel szczytny, ale ja miałem świadomość, że po raz kolejny biorę udział w imprezie dotyczącej dzieci, a ich na niej nie ma. Byłem wtedy naczelnym „Świerszczyka”. Pomyślałem, że dobrze byłoby napisać cykl opowiadań dla najmłodszych, z których każde ilustrowałoby konkretne dziecięce prawo. Ale gdy próbowałem zacząć, pojawiły się pytania. Najważniejsze z nich: jak napisać książkę podejmującą tematy takie jak bicie i dręczenie, by nie była brutalna, ponura i dosłowna? Chciałem stworzyć taką opowieść, którą dzieci przeczytają dla wartkiej akcji i humoru, a prawa dziecka będą w niej ukazane przy okazji.
I udało się panu?
Jak zawsze w takich sytuacjach pomógł mi mój syn Kacper. Podrósł. Poszedł do szkoły podstawowej. W tej szkole zaczął chodzić do kółka teatralnego. Zdawał mi zabawne relacje z tego, co tam się dzieje. Wtedy wpadłem na pomysł, by napisać książkę szkatułkową, czyli opowieść w opowieści. I tak opisałem próby szkolnego teatrzyku Konewka, podczas których dzieci przygotowują się do wystawienia sztuki o prawach dziecka. Mogłem dzięki temu w prosty i zabawny sposób przedstawić najważniejsze artykuły konwencji, m.in. ten, w którym się mówi, że nie wolno wykorzystywać dziecka seksualnie (teatr Konewka ogłasza w szkole casting na rolę zboczeńca – red.).