„Thriller” trafił do sklepów 30 listopada 1982 r., teraz ukazuje się jego reedycja, do której dołączono nowe wersje niektórych piosenek, wykonane przez sławy nowej generacji: Kany’ego Westa i Will I Ama, Akona i wokalistkę Fergie. Pomysły na odczytanie przebojów Jacksona ujawniają dramatyczną nieporadność młodych muzyków, a na tle tej porażki osiągnięcia króla popu wydają się jeszcze wspanialsze.
Największe wrażenie robi żywotność kompozycji i finezja ich produkcji. Lekkość i taneczność tej płyty uderza dziś z taką samą mocą. Ale jest coś równie ważnego – „Thriller” to modelowy album pop. Odtąd wzorowa muzyka popularna miała zawierać elementy różnych gatunków połączone w zrównoważonych proporcjach. Wymieszanie wpływów może i nie jest bardzo trudne, jednak Jackson okazał się niedościgniony, bo w każdym z gatunków wypadał wiarygodnie. „Thriller” był i jest płytą dla każdego. Dla wielbicieli soulu i tańca, dla miłośników romantycznych ballad, dla fanów rocka, a wreszcie – dla słuchaczy czarnych i białych.
Otwierająca „Wanna Be Startin’ Somethin’” okazała się złowieszczą przepowiednią. Ten muzycznie barwny i stymulujący utwór to opowieść o niemocy, tkwieniu w martwym punkcie i załamaniach nerwowych. Po latach miała się stać udziałem samego Jacksona. Ale w chwili premiery była jedynie uwerturą przyspieszającą rytm przed rewelacyjną „Billie Jean”. Żaden inny utwór nie porywa do tańca z taką mocą. Kompozycja oparta na rhythmandbluesowym podkładzie, teraz miksowana przez didżejów w szybszym tempie, jest ekstatycznym momentem większości klubowych imprez. A jeśli ktoś potrafi przy niej „zrobić Michaela”, czyli naśladować któryś z jego fantastycznych kroków albo gestów, natychmiast zostaje królem parkietu. Nieraz widziałam chłopaków wskakujących na bar i dziewczyny wrzeszczące po najsłabszej nawet imitacji jacksonowskiego tańca.
Jego magia nie słabnie. Zmienił się jedynie wydźwięk utworu, w którym Michael występuje jako bohater skandalu – odpiera pomówienia o spłodzenie dziecka tytułowej Billie. Ten koszmar także się ziścił.
Poza ramy ekranu wyszły także potworności z genialnego wideoklipu do tytułowej piosenki. Filmowy taniec żywych trupów to choreograficzny majstersztyk, ale dziś krytycy porównują zmienionego operacjami plastycznymi gwiazdora właśnie do zombie. Nakręcony przez Johna Landisa 14-minutowy film „Thriller” jest najwspanialszym teledyskiem, jaki powstał. Razem z efektami specjalnymi z „Billie Jean” zrewolucjonizował pojęcie klipu ledwie rok po powstaniu stacji MTV, nadał mu gigantyczne znaczenie w promowaniu artystów i świadczył, że ilustracja muzyki może być sztuką.