To była szybka akcja – przyznaje Anna Nykowska, wnuczka mistrza polskiej szkoły teatralnej Erwina Axera. Szerokie masywne deski na kuchennej podłodze, dziś wycyklinowane i starannie wybielone olejem, przesądziły o kupnie właśnie tego mieszkania. Sugestie robotników, którzy twierdzili, że szpecą wnętrze, bo szpary między nimi są za szerokie, a deski nierówno położone, zignorowała. Obok stolarki okiennej, starych drzwi i stylowych mosiężnych klamek tylko te deski przetrwały rewolucję wnętrza, jakiej w dwa i pół miesiąca dokonała wraz z Janem Duszyńskim, kompozytorem, absolwentem warszawskiej Akademii Muzycznej i nowojorskiej Julliard School.
Koncepcji urządzania wnętrza było ze 40, ale zasada jedna. Jak mówią, potrzebowali wytchnienia. Śniła im się sterylna, niemalże kliniczna biel. – Chodziło nam o szwedzką czystość i ascezę, taką skrajną, na dużej nasłonecznionej powierzchni – tłumaczy Jan. – Po nużącym serialu, jakim było wynajmowanie kolejnych mieszkań, w których można było jedynie zmieniać kolory ścian, nareszcie mogłam zrealizować swoją wizję. Pożegnać się z klaustrofobicznym nasyceniem barw – dodaje Anna. Cały projekt, który wymyślili sami, zyskał aprobatę znajomej architektki. Szefowi ekipy remontowej, z zamiłowania etnologowi i fotografowi artystycznemu, Anna kazała wyburzyć dwie ściany, a z tej w kuchni zdrapać tynki, by wydobyć surowość cegły. Oskubaną ścianę potem pokryła jednak bielą. O tym, że i ta ściana nie poszła pod młot, zadecydowały przechodzące przez nią przewody wentylacyjne i kominiarskie.
Sypialnię aktorka urządziła w pokoju sąsiada. Po prostu odkupiła go od niego. W miejscu wąskiego korytarza powstała nowa kuchnia powiększona o przestrzeń zlikwidowanej i przeniesionej o parę metrów toalety. Bawialnia dla dzieci sąsiaduje z tak zwaną prywatną oazą gospodarzy: salą kinową, czytelnią i salonem rekreacyjnym w jednym. W dawnej służbówce, nieopodal pralki w kuchni, swoją muzykę do etiud filmowych, produkcji telewizyjnych i spektakli teatralnych, w których gra Anna, komponuje Jan.
Po białej rewolucji przyszedł czas na wprowadzenie koloru. Zwłaszcza w pokoju Anielki, największym
W trzypokojowym 90-metrowym słonecznym mieszkaniu na czwartym piętrze przedwojennej kamienicy dominuje biel. Nie jest jednak kliniczna. Po dokonanej na początku urządzania mieszkania białej rewolucji przyszedł czas na ewolucję kolorów. W przedpokoju Anna sama położyła tapety w żółte żonkile. – A może to słoneczniki? – nie jest pewna, co to za gatunek kwiatów. Nad drzwiami wejściowymi umieściła plakat ze 100 sympatycznymi włóczęgami z laskami. – Miałam 12 lat, kiedy go kupiłam w północnej Karolinie. Ujęły mnie uśmiechnięte sobowtóry Charliego Chaplina – opowiada Anna.