Widoki i resentymenty

Nie są może na miarę Wielkiego Kanionu, ale dla nas są bezcenne. Te pierwotne, które się jeszcze uchowały, to szyfr naszej kultury. Materialnej i emocjonalnej

Aktualizacja: 25.07.2008 11:58 Publikacja: 25.07.2008 01:49

Pieniny, przełom Dunajca

Pieniny, przełom Dunajca

Foto: Rzeczpospolita

Trzeba wyjechać jakieś 40 kilometrów za Warszawę, żeby z oczu znikły billboardy, baraki, budy, hurtownie, warsztaty. Do tych starych-nowych przedmiejskich zabudowań dołączyły ostatnio najnowsze – nowoczesne zakłady przemysłowe wyrastające jedne po drugich na działkach, na których jeszcze rok temu rosło żyto. Teraz stoją tu kontenerowe zakładziki otoczone przystrzyżonym trawnikiem, obsadzone tujami.

Nie wiadomo, co produkują, w każdym razie nie mają dymiących kominów i pijanego stróża w portierni. Wetknięta obok w nieuprawianą już ziemię tablica „sprzedam 1,5 ha” zapowiada, że za chwilę powstanie następny technologiczny okaz współczesnego kapitalizmu.

Po mazowiecki pejzaż, który 20 lat temu zaczynał się za Łomiankami (tuż za granicą Warszawy), teraz trzeba jechać aż 70 km, za Płońsk. Ale raszynizacja przedmieść, jak nazwał ją któryś architekt, to zjawisko, które dotyczy nie tylko Warszawy i nie tylko wyjazdu na Kraków. Ta choroba toczy wszystkie większe miasta Polski. Przedmieścia zaludniają się chaotycznie, paskudnie, w tempie optymistycznie świadczącym tylko o wzroście gospodarczym. Miasta rozłażą się, wyrzucając na obrzeża to, co nie pasuje do centrum. Każdy dom innej wysokości i w innym stylu, w to wetknięte budynki gospodarcze bez myśli i planu.

„Mazowsze, piasek, Wisła i las. Mazowsze, długo, płasko, daleko” – pisał Baczyński. Długo, płasko i daleko było, ale 60 lat temu. Pól coraz mniej, hurtowni coraz więcej. Ziemia, której nie opłaca się uprawiać, zarasta sosnowo-brzozowymi tandetnymi porolnymi laskami.

Dęby, klony, lipy są dla leśników za drogie. W Polsce centralnej prawdziwych lasów ubywa. Za to przybywa pól rzepaku, który w maju ślicznie zakwita na żółto. Przy drogach straszą knajpy w stylu pseudodworu, chaty z bali, „kolonialne” motele.

Zmiana krajobrazu dokonuje się na naszych oczach. Na wsi i w miastach. U nas i tak następuje to dużo później niż w krajach starej Unii. Tam pierwotny krajobraz został zamordowany już dawno.

Cywilizowana Holandia jest krajem bez dali, bez horyzontu. Wszędzie domy, drogi, gospodarstwa pocięte kanałami.

Podobnie Belgia, nad którą 30 lat temu rozczulał się Jacques Brel – „le plat pays qui est le mien„(„mój płaski kraj”). Dziś płaskość została uszczelniona zabudowaniami, uprzemysłowiona.

W miastach mieszka 93 procent ludności. Z każdego miejsca słychać szum autostrady, widać słupy wysokiego napięcia. Północna Francja i Włochy też szczelnie zabudowane. Krajobraz Andaluzji wygląda jak zaśnieżony, pokryty kilometrami kwadratowymi białej folii, pod którą rosną sałata i pomidory. Na malowniczych wzgórzach Costa del Sol nie został już kawałek, na którym nie wyrastałyby kolonie apartamentowców na sprzedaż i do wynajęcia.

Do nas cudzoziemcy przyjeżdżają, zatrzymują się w lesie i cieszą się, że można iść parę kilometrów, nie wpadając na tabliczkę „private”. Polska jest nadal pięknym krajem. Już nie tak dzikim ani tak rolniczym jak kiedyś, ale nadal krajobraz pozostaje jednym z naszych narodowych bogactw: 23 parki narodowe, 120 parków krajobrazowych, 1500 rezerwatów.

Dzika Wisła, mazowieckie piaski, mazurskie bory, podlaskie chałupy nie są może widokami na miarę Wielkiego Kanionu, ale dla nas znaczą wystarczająco dużo. Jak długo uda się je ocalić przed dewastacją, jaka towarzyszy pazerności deweloperów?

Szwajcaria Kaszubska – z cudownymi jeziorami i drogami jak zielone korytarze wydrążone w gałęziach starych drzew. Ale już czyhają zapobiegliwi samorządowcy, żeby jesiony, rzekomo zagrażające kierowcom, powycinać i dać zarobić kumplom.

Dolny Śląsk i jego osady z dachami z czerwonej dachówki, wciśnięte w doliny wśród zalesionych wzgórz. Zabudowa zwarta, harmonijna, zrośnięta z przyrodą. Przetrwała w swojej archaicznej urodzie chyba tylko z powodu panującej na Śląsku niepewności narodowościowej. Ciekawe, kiedy do tych malowniczych miasteczek dobudują wieżowce?

Czy za parę lat z dzikich plaż Bałtyku budowlańcy zrobią drugą Costa del Sol albo choćby Bułgarię? Czy ocaleje Sandomierz nad Sanem, wąwozy Kazimierza, bociany na Pojezierzu Iławskim, mroczne Góry Sowie?

Oddzielną pulę uczuć Polak ma dla Podhala. Z biedy galicyjskiej została się tu tylko malownicza szachownica pól. Chłop dzielił pole między liczne dzieci. Dziś nie żyje się z rolnictwa ani pasterstwa, ale z turystyki. Kamienista ziemia coraz mniej uprawiana zarasta lasem, dziczeje. Znikają owce. Za to na poletkach wyrastają domy z pokojami do wynajęcia turystom, może nie dzieła sztuki, ale swojskie. Drewniane, ze spadzistymi dachami, wesołymi ogródkami. Są jeszcze miejsca, gdzie nie dociera Zaha Hadid. I można mieć nadzieję, że góralskie budownictwo wiejskie pozostanie odporne na ponowoczesność. Bo maleńkie Tatry, ułomek w porównaniu z majestatem Alp, chociaż zadeptywane przez turystów, pozostają skarbem polskiej przyrody i kultury.

A może polski pejzaż, za jakim tęsknimy, to tylko romantyczna fantasmagoria zbudowana na obrazach Chełmońskiego, Siemiradzkiego, Witkiewicza? Tak jak wyobrażenie hołdu pruskiego wrosło w nas z Matejki, tak archetypy z dziewiętnastowiecznego malarstwa zadomowiły się w narodowej wyobraźni. Pole, chaty, ptaki wzlatujące nad ścierniskiem, zagajniki. Wierzby jak z plakatów konkursu chopinowskiego.

Jednak w krajobrazie znaleźć można więcej niż pocztówkowe stereotypy z widoczkami pól, lasów i gór. Jest częścią wiedzy kulturowo-historycznej, rejestracją długotrwałych działań człowieka. Pisze o tym Zdzisław Skrok, archeolog i pisarz, w mądrej książce „Wielkie rozdroże. Ćwiczenia terenowe z archeologii wyobraźni” (Iskry, 2008), która uczy, jak interpretować krajobraz przyrodniczy i kulturowy. Skrok uważa, że wbrew naszym złudzeniom co do istnienia enklaw dziewiczej natury obecny świat jest wyłącznie krajobrazem kultury, zapisem tysiącletnich zmagań człowieka z przyrodą.

W praczasach nie było pól, lecz puszcza. Skrok uczy, jak z ułamków, okruchów odczytywać tajny szyfr, znajdować ślad tego, co istniało wcześniej. Na teren badawczy wybiera obszary położone na wschód od Wisły, gdzie obok siebie żyli przez stulecia Polacy, Rusini, Żydzi, Tatarzy, Jaćwingowie, Białorusini, Łemkowie.

„Znaki są wszędzie, gdzie żył człowiek (...). Miedze porzuconych pól, zapomniane ścieżki prowadzące do wyschniętych źródeł, owocowe drzewa pośród zdziczałych zagajników, groble i nasypy rzucone w bagienną otchłań, krzewy porzeczek i bzów wyrastające samotnie pośród łąk, łany pokrzyw, babki sercowatej i lancetowatej, wszystko mówi o śladach człowieczeństwa wpisanych w krajobraz”.

Wędrowanie i obserwacja są dla każdego. Dają wiedzę głębszą niż szybka i powierzchowna turystyka polegająca na zaliczaniu zabytków i miejsc. Wśród „zdziczałych zagajników” czasem można się dowiedzieć więcej niż na wycieczce all inclusive.

Trzeba wyjechać jakieś 40 kilometrów za Warszawę, żeby z oczu znikły billboardy, baraki, budy, hurtownie, warsztaty. Do tych starych-nowych przedmiejskich zabudowań dołączyły ostatnio najnowsze – nowoczesne zakłady przemysłowe wyrastające jedne po drugich na działkach, na których jeszcze rok temu rosło żyto. Teraz stoją tu kontenerowe zakładziki otoczone przystrzyżonym trawnikiem, obsadzone tujami.

Nie wiadomo, co produkują, w każdym razie nie mają dymiących kominów i pijanego stróża w portierni. Wetknięta obok w nieuprawianą już ziemię tablica „sprzedam 1,5 ha” zapowiada, że za chwilę powstanie następny technologiczny okaz współczesnego kapitalizmu.

Pozostało 91% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kultura
Jubileuszowa Gala French Touch La Belle Vie! w Warszawie
Kultura
Polskie studio Badi Badi stworzyło animację do długo wyczekiwanej w świecie gamingu gry „Frostpunk 2”
Kultura
Nowy system dotacji Ministerstwa Kultury: koniec ingerencji gabinetu politycznego
Kultura
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej za miesiąc, 25 października