Byłam z rodziną w muzeum Pałacu Buckhingham na niezwykłej wystawie malarstwa flamandzkiego ze zbiorów królowej Elżbiety II. Brueghel, Rembrandt, Rubens... Zawsze z takiej wystawy chciałoby się wyjść z pamiątką, żeby wrażenia nie uleciały z głowy. Z samym wybranym obrazem nie wypada, ktoś mógłby mi zwrócić uwagę. „Przepraszam” pewnie by nie wystarczyło. Ale gdy z albumem opuścić wystawę, to wszyscy będą zadowoleni. I budżet rodziny królewskiej, i moja skromna biblioteka.
Proszę, dziękuję, przepraszam – wpajano kiedyś dzieciom magiczne słowa. Siłą rozpędu jeszcze w poprawnym PRL katowano dzieci uczeniem się ich na pamięć. Wtedy w dobie pomieszania warstw społecznych w Polsce naukę dobrych obyczajów przejęły placówki oświatowe. Słowa wskazywane palcem zapadły mi w pamięć głęboko. Minął czas, zanim zrozumiałam ich prawdziwe znaczenie. Ich siłę poznaję do dziś. Dziś szczególne robią na innych wrażenie. Są jak życzliwy komplement i wprowadzają uprzejmy ton do rozmowy.
Tak się tu mądrzę nie tylko dlatego, że będąc w wieku średnim, już trochę doświadczyłam w obcowaniu z ludźmi.
Wyszłam z wystawy niestety bez obrazu, tylko z albumem i pocztówkami, a mój mąż z jeszcze dwiema niepozornymi książeczkami. „Będziesz się kształcił z układania sztućców na stole?” – ukąsiłam go, zerknąwszy na tytuły. „Bardzo mnie interesuje, jakie maniery poleca królowa we własnym sklepiku” – schował książki za siebie, bo wiedział, że właściwie jestem bardzo ciekawa, co tam ma.
Kupił książeczki, wydane przez wielce zasłużoną dla pielęgnowania tradycji, architektury i dawnych brytyjskich obyczajów, organizację – The National Trust: „Her Ladyship’s Guide to Modern Manners” (Jaśnie Pani Przewodnik po Współczesnych Manierach) Lucy Gray i „A Butler’s Guide to Table Manners” Nicholasa Claytona.