Nazwisko McQueen w Polsce mówi niewiele. Nie mamy w sklepach jego ubrań, toreb ani szminek. Mało kto wie, że to właśnie on powołał do życia modę na trupie czaszki, podjętą potem przez setki producentów. Nie zastrzegł sobie praw autorskich.
Ten śmiertelny symbol towarzyszył mu w niezbyt długiej karierze zakończonej samobójstwem 11 lutego. Jak doniosła brytyjska prasa, śmierć nastąpiła przez powieszenie, ale rodzina szczegółów nie ujawniła. Zakończył życie w wieku 40 lat, na krótko przed zaplanowanymi pokazami mody w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku. Dziewięć dni po śmierci ukochanej matki, z którą był szczególnie związany. W wywiadzie dla dziennika „Guardian”, którego udzielił razem z matką w 2004 r., na pytanie, czego w życiu obawia się najbardziej, odpowiedział: umrzeć przed tobą. Już po jej śmierci napisał na Twitterze: „To był straszny tydzień. Muszę się z tego wydostać, życie toczy się dalej”.
[srodtytul]Ciemna gwiazda[/srodtytul]
Był świetnym krawcem i pełnym inwencji kreatorem, ale dał się poznać bardziej od strony ekscesów i prowokacji. Modelki w podartych ubraniach sugerujących, że są ofiarami gwałtu, zbryzgane atramentem, modele bez nóg. Kartka z napisem „jestem ch...” wszyta do podszewki marynarki uszytej dla księcia Karola, gdy jako uczeń pracował na słynnej ulicy londyńskich krawców Savile Row. Ostatnio obiegły świat zdjęcia dziwacznych butów na wielkiej szpilce, w których noga wygląda jak kopyto centaura. „Ciemna gwiazda” napisała o McQueenie Suzy Menkes, dziennikarka mody „International Herald Tribune”. Raczej bez sympatii.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/9151,1,435682.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek]