26-letnia Ola padła ofiarą własnej naiwności. Kupiła na aukcji internetowej kosmetyk bez ulotki informacyjnej. Nie wiedziała, że takie preparaty mogą używać wyłącznie kosmetyczki. Oszpeciła się na całe życie: ma głębokie blizny na policzkach, czole i brodzie.
Pomimo takich przypadków na Allegro nadal można kupić produkty, których nieprofesjonalne użycie może skończyć się bardzo źle. Przykład? "Bezpieczne profesjonalne kwasy glikolowe AHA 50%" - kusi aukcja. Z opisu dowiemy się, że produkt zapewnia bezpieczeństwo i skuteczność. Sprzedawca zachwala właściwości kwasów AHA, ich właściwości złuszczające i odmładzające. Znajdziemy zalecaną częstotliwość wykonywania zabiegów, czas trwania. Uprzedza, że może nastąpić chwilowe uczucie pieczenia. Nie pada żadne ostrzeżenie o tym, że kwas glikolowy i mlekowy w takim stężeniu może być żrący, niebezpieczny dla skóry i w domowych warunkach łatwo zrobić sobie nim krzywdę. Dla porównania krem z kwasem AHA o stężeniu 12 proc., który można kupić w aptece, ma o wiele dokładniej napisaną ulotkę, więcej ostrzeżeń, a sam krem potrafi piec i podrażnić nieprzyzwyczajoną skórę tak, że nawet szybkie zmycie wodą nie pomaga.
Nawet jeśli w opisie aukcji czy na ulotce kosmetyku znajduje się informacja, że produkt jest przeznaczony tylko do użytku profesjonalnego czy w gabinetach kosmetycznych, nikt nie sprawdza, kim jest kupujący. Dlatego pozostaje nam liczyć na własny rozsądek.
- Kupuję na Allegro kosmetyki profesjonalne - przyznaje 29-letnia Łucja. – Lubię np. polską Ziaję z serii Pro. Maseczki, toniki czy peelingi są lepsze niż te sprzedawane do użytku domowego i tańsze, bo za wielką butlę płacę zwykle kilkanaście złotych. Kupowałam też maski algowe takie, jak stosują kosmetyczki. Jednak nigdy nie odważyłabym się kupić np. stężonego kwasu. Nie mam nic przeciwko sprzedawaniu zwykłym użytkowniczkom np. ziołowego toniku czy maseczki z naturalnej algi, bo tym nikt nie zrobi sobie krzywdy, ale niebezpieczne kosmetyki nie powinny trafiać w nieprofesjonalne ręce. - dodaje.
– Ceny na aukcjach są bardzo konkurencyjne w porównaniu do tych w gabinetach – przyznaje Kamila Strzałka, kosmetyczka z salony Milord. – Kobiety chcą wyglądać jak po wizycie u kosmetyczki. Ale cena w salonie, to nie tylko wartość samego kosmetyku, ale też profesjonalnej porady, dobrania do typu cery, wzięcie odpowiedzialności za skutki użycia. Jeśli polecę coś klientce i będzie niezadowolona, przyjdzie do mnie z pretensjami. Jak kupi coś na własną rękę, może mieć pretensje tylko do siebie.