Taksówkami po Europie

Za kurs płacą po kilka tysięcy euro czy złotych. Zdesperowani? Wbrew powszechnej opinii – nie wszyscy

Aktualizacja: 28.04.2010 10:50 Publikacja: 28.04.2010 00:22

Taksówkarze przyznają, że w długie trasy jeżdżą zazwyczaj ze stałymi klientami

Taksówkarze przyznają, że w długie trasy jeżdżą zazwyczaj ze stałymi klientami

Foto: EAST NEWS

Gdy islandzki wulkan spowodował niemal zupełne wstrzymanie lotów w Europie, po raz kolejny okazało się, że nawet kilkaset kilometrów można przejechać po prostu taksówką. Bo zdobycie biletów na pociąg czy autobus w wielu miastach graniczyło z cudem. Jeśli komuś szczególnie się spieszyło, pieniądze nie odgrywały dużej roli.

[wyimek]W dalekich kursach klient zapewnia wyżywienie i czasami nocleg[/wyimek]

Dlatego znany brytyjski aktor John Cleese zapłacił 5 tys. dolarów za kurs z Norwegii do Belgii. Z kolei dziesięcioro Włochów za 14 tys. euro przyjechało z norweskiego Tromso do Mediolanu. Te dwa przypadki były nagłośnione, ale zdarzały się też sytuacje, gdy grupy Polaków dojeżdżały taksówkami do Wiednia czy Pragi.

[srodtytul]Długa jazda[/srodtytul]

Dalekie kursy wbrew pozorom nie zdarzają się tak rzadko i tylko przy okazji ataku chmury pyłu z islandzkiego wulkanu. Większość, przynajmniej warszawskich, taksówkarzy może podać po kilka przykładów.

Gdy jesienią ub.r. w środku nocy wracałem taksówką do domu po redakcyjnym dyżurze, spotkałem się z takim przypadkiem po raz pierwszy: – Właśnie miałem klienta, który szukał chętnego na przejazd do Rygi. Płacił 3,5 tys. zł, bardzo mu się spieszyło. Taki kurs to spore pieniądze do zarobienia, bo koszty wynoszą ok. 1 tys. zł – głównie paliwo. W takich przypadkach zazwyczaj klient zapewnia wyżywienie i czasami nocleg.

Chętnych nie brakowało i dyspozytorka bardzo szybko poinformowała, przez centralę, że znalazł się zainteresowany kierowca.

Temat wydał się na tyle interesujący, że przez kilka miesięcy przy okazji każdego kursu pytałem taksówkarzy, czy zdarzyły im się dalekie trasy. Efekt był zaskakujący: wszyscy mieli takie zlecenia, głównie na kursy krajowe. Zdarzały się także zlecenia zagraniczne.

[srodtytul]Płatność z góry [/srodtytul]

W przypadku dłuższych kursów obowiązują inne zasady niż przy zwykłej jeździe po mieście. Po pierwsze: od razu ustalana jest cena – minimum złotówka za kilometr, choć za kursy np. do Gdańska, Wrocławia czy Krakowa nawet do 2 złotych. Płatność zawsze jest dokonywana z góry.

Kierowcy przyznają że, gdy w mediach robi się głośno o przypadkach ataków na taksówkarzy, rośnie strach przed takimi zleceniami, a co za tym idzie – także cena.

Poza miastem trzeba liczyć tylko na siebie. Nigdy nie ma pewności, kto tak naprawdę siedzi na tylnym siedzeniu. Nawet jeśli jest ubrany w elegancki garnitur i ma drogą aktówkę.

– Takich klientów boję się najbardziej. Strój to często tylko kamuflaż. Naprawdę są chamscy i aroganccy, zawsze uważają, że kurs jest za drogi – opowiada jeden z taksówkarzy.

– Najlepiej jeździ się z rodzinami – mówi kolejny.

Kierowcy przyznają, że często chodzi też o dowiezienie z innego miasta kochanki, której nie chce się jechać pociągiem. Zdecydowanie jednak przeważają pechowcy, którym uciekł samolot albo nagle wypadło bardzo ważne spotkanie w innym mieście.

– Kursy poza obszar województwa stołecznego pojawiają się z podobną częstotliwością jak w latach poprzednich. Duża liczba zleceń na dłuższych trasach realizowana jest bezpośrednio spod Terminalu 2 na lotnisku Okęcie. W związku z okresem urlopowym takie kursy są częstsze – mówi Kinga Zielińska z Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego w Warszawie.

Porty lotnicze to zawsze idealnym miejscem na postój. Zwłaszcza że liniom zdarza się odwołać lot, a nie wszystkim się chce lub nie mogą czekać kilka godzin na następny.

Wszyscy taksówkarze, z którymi rozmawiałem, od razu zastrzegali, że nie zgadzają się na podanie nazwisk ani nazw korporacji. Ich postawa nie dziwi. Gdy w grę wchodzą spore pieniądze, nie wszystko jest do końca kryształowe.

– Trudno się spodziewać tak lukratywnego zlecenia z centrali. Nawet jeśli klient zamawia kurs u dyspozytorki, np. do Wrocławia, ona dzwoni raczej do swojego znajomego, a nie ogłasza go nam wszystkim. Za takie zlecenie dostanie od znajomego pieniądze – wyjaśnia jeden z moich rozmówców.

Taksówkarze liczą więc na stałych klientów, którzy dzwonią bezpośrednio do nich. Firmy też coraz częściej dają takie zlecenia. Jeśli mają taki kurs, nie zgłaszają go w centrali, bo musieliby podzielić się pieniędzmi od firm. A od indywidualnych klientów często dostają je „pod stołem” i nigdzie nie rejestrują.

[srodtytul]Wiedeń czy Paryż [/srodtytul]

Taksówkarze przyznają, że na bardzo dalekie kursy mają stałych klientów. – Jednego wożę do Wiednia. Co miesiąc, dwa miesiące. Boi się latania, a pociągów bardzo nie lubi. Cena jest stała – 3 tys. Zapewnia mi też na miejscu nocleg i wyżywienie – mówi kolejny kierowca.

Znacznie częściej zdarzają się długie trasy w kraju. Powody różne – odwołane samoloty, ogromny strach przed lataniem.

– Trudno mi to zrozumieć, w pociągu na tak długiej trasie jest przecież wygodniej. Ale dzięki temu w jeden dzień zarabiam tyle, ile przez resztę miesiąca – mówi inny taksówkarz.

Zainteresowanie odległymi kursami, ale głównie w kraju, potwierdza także Artur Oporski, dyrektor generalny korporacji Ele Taxi. – Dalekie kursy, choć sporadycznie, jednak się zdarzają. Najczęściej firmy zamawiają dla swoich pracowników busa, wtedy koszt rozkłada się na kilka osób. Spośród wszystkich kursów poza Warszawę jedynie 5 – 10 proc. to wyjazdy zagraniczne. Jeśli trafia się daleka trasa, to raczej w kraju. Klient i tak musi być naprawdę zdesperowany – mówi.

Najdalszy kurs zamówiony w Ele Taxi to był Paryż. – Sprawa była skomplikowana, klient miał sporo dodatkowych wymagań. Chodziło o rodzinę, która przeprowadzała się do Paryża z Warszawy – dodaje Oporski.

Regularne wizyty delegacji w fabryce japońskiego Sharpa pod Toruniem też powodują, że taksówkarze zacierają ręce. Biznesmeni bowiem zawsze jeżdżą na lotnisko w Gdańsku, choć znacznie bliżej jest port w Bydgoszczy. Akurat kierowcom to odpowiada – kursy są w miarę regularne, dobrze opłacane, więc nie ma powodów do narzekania.

Gdy islandzki wulkan spowodował niemal zupełne wstrzymanie lotów w Europie, po raz kolejny okazało się, że nawet kilkaset kilometrów można przejechać po prostu taksówką. Bo zdobycie biletów na pociąg czy autobus w wielu miastach graniczyło z cudem. Jeśli komuś szczególnie się spieszyło, pieniądze nie odgrywały dużej roli.

[wyimek]W dalekich kursach klient zapewnia wyżywienie i czasami nocleg[/wyimek]

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne