[b]Rz: W niedzielę TVP Kultura pokaże „Wymazywanie” Thomasa Bernharda, spektakl Krystiana Lupy, zarejestrowany dziewięć lat po scenicznej premierze. Większość przedstawień przez tak długi czas zatraca swój pierwotny kształt. A to?[/b]
[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej - Zbliżenie[/link][/wyimek]
W tym przypadku jest inaczej. Krystian Lupa nie pozwoliłby na jakiekolwiek odchylenie od wypracowanego kanonu. Za każdym razem, kiedy po długich przerwach wznawiamy ten spektakl, czujemy świeżość. Nie daje nam spokoju, odziera nas z rutyny, każe, by wszystko działo się tu i teraz, jakbyśmy grali premierę. Wspaniała literatura, adaptacja, forma reżysera, nasze zauroczenie – to wszystko sprawia, że ciągle są między nami wielkie emocje. Ten wybitny spektakl bardzo długo czekał na nagranie telewizyjne z powodu braku pieniędzy. Udało się dopiero za trzecim podejściem. Ale rzeczywiście, czas był najwyższy, by „Wymazywania” nie spotkał los wielu niezwykłych spektakli, czyli trwanie jedynie w pamięci widzów i wykonawców. Tym razem stał się cud. Mam wrażenie, że przedstawienie zmieniło się, ale na jeszcze lepsze.
[b]Zaszła też istotna zmiana w obsadzie. Zabrakło Marka Walczewskiego kreującego postać kardynała Spadoliniego. Za tę rolę został nagrodzony Feliksem Warszawskim.[/b]
Nie chciałam o tym mówić, bo to zbyt bliska mi sprawa. Żałuję, że praca mojego męża nie mogła zostać uwieczniona. Choć trzeba powiedzieć, że Kajtek Kowalski, który wszedł w „dublurę”, świetnie sobie poradził. To było trudne dla nas wszystkich. Proszę sobie wyobrazić, że w czasie pokazu w teatrze zarejestrowanego „Wymazywania”, stała się rzecz metafizyczna. W momencie wejścia postaci kardynała na scenę zerwała się taśma. Może traktuję to wyjątkowo, ale coś w tym jest. Marek był aktorem, który grając, nie dotykał ziemi. Niestety, dziś już go z nami nie ma.