Hipster. Subkultura hipsterów, indie

Zostań hipsterem. Przejdź się po stolicy, udając, że to Londyn, Nowy Jork albo choćby Berlin. Wyhoduj ironiczną brodę, wyszperaj stare ciuchy, nietanie okulary i zespoły, których nikt nie zna. Spróbuj. Poprowadzimy cię za rękę.

Publikacja: 21.01.2011 11:29

Hipster. Subkultura hipsterów, indie

Foto: ROL

Jeden z internautów napisał złośliwie, że „połowa tych, którzy chcą uchodzić za hipsterów, pracuje w korporacjach, a druga połowa to po prostu młodzi menele”. Dlatego nie możesz wstać za rano, by nie wzbudzić wrażenia, że tyrasz w biurze od wczesnych godzin. A wiadomości sprawdź na drogim smartfonie, na który menela przecież nie stać.

Z kawką w ręku

Głodny? Nie, nie pójdziesz do lodówki. Choćby dlatego, że nic w niej nie ma. Stojąc w osiedlowym supermarkecie, łatwo zarazić się zwyczajnością, a biobazar w fabrycznych wnętrzach Norblina nie jest czynny codziennie. Poza tym będąc grubym, nigdy nie będziesz hipsterem. Możesz być co najwyżej indie.

Więcej na
zyciewarszawy.pl

Dlatego zbiegasz na szybką kawę gdzieś na miasto. Weź na wynos. Dla hip-żółtodzioba papierowy kubek z logo Starbucks jest jak pierwszy wyznacznik przynależności kastowej. Może przeciętnemu mieszkańcowi stolicy trudno w to uwierzyć, ale niektórzy przedstawiciele złotej warszawskiej młodzieży ustawiali się w kolejkach na wiele godzin przed oficjalnym otwarciem pierwszego lokalu tego kawowego McDonalda z górnej półki.

Ale uważaj! Zdradzimy ci sekret. Pewni siebie hipsterzy na wyższym poziomie zaawansowania wiedzą, że warto brać kawę na wynos z lokalnej, szerzej nieznanej, prowadzonej przez znajomych kawiarenki w nieoznaczonym żadną marką pojemniku. Albo we własnym, aluminiowym termokubku. Im bardziej oryginalny design i im lepiej ukryte logo producenta, tym lepiej dla ciebie.

Chusta starsza od babci

Duże sieci odzieżowe trzymają rękę na pulsie i wiedzą, co lubią nosić modni 20-letni. Ale wizyta w sieciach proponowanych przez młodocianych pretendentów do tytułu hipstera, w takiej Zarze, czy w H&M, to już nie pójście na łatwiznę, to niemal obciach. Skoro nie wiesz, oddany Warszawie raper Stasiak ci doradzi. Jak sam rymuje: „robię zakupy tylko w secondhandzie/Spodnie trzy stówy? Tam zapłacę więcej/Spotkam tam Gośkę, Ankę i Andżelikę/Zamienimy słowo, przymierzę kurteczkę/Ej, ale chusta! Starsza od babci/Biorę, wyskoczę w niej jutro na dansy”. Ty też możesz! Wystarczy dotrzeć na ulicę Puławską. Tam lepszy sort oryginalnych ubrań znajdziesz bez problemu we Wzorcowni bądź Ciuchach. Już dawno straciły znaczenie, o jakim przeczytamy w „Złym” Tyrmanda – bazarowej okazji. Stały się raczej butikami. Zasada ubierania się jest prosta. Skoro nie pasuje, to nie pasuje. Spodnie muszą być tak ciasne, że nie zrobisz w nich przysiadu. Mama mówiła ci, że kolorowe apaszki i duże dekolty są tylko dla dziewcząt? Przestań tak myśleć, zanim znajomi zaczną usuwać cię z Facebooka.

A skoro jesteś na Puławskiej, odwiedź kawiarnię Relaks, przeczytaj niezależny komiks ze stojaczka, pogadaj o rowerach pozbawionych przerzutek, hamulców, o dziwo wciąż jeszcze z dwoma kołami. Obok jest Regeneracja, tam zjesz sataj (bo szaszłyk brzmi tak zwyczajnie) w miodzie i chilli, rozłożysz laptopa „z jabłuszkiem“ w widocznym miejscu, chcąc nie chcąc, przejdziesz z kelnerką na jedynie słuszne, egalitarne „ty“ i poćwiczysz pełne pogardy spojrzenia na zaprzedanych komercji pracownikach okolicznych agencji reklamowych.

Biali murzyni

Wychodząc z „Rege“ (skrótowce pożądane zawsze i wszędzie) masz też szansę przytulić jakiegoś hiphopowca zmierzającego do pobliskiego Hemp Szopu. To ważne, bo – jak pisał w książce „Wyż Nisz” Bartek Chaciński – „Hipsterzy z lat 50. wychowujący się na czarnym jazzie byli z założenia negrofilami – Norman Mailer mówił nawet o nich, że są »białymi Murzynami«. Dzisiejsi hipsterzy afiszują się często z sympatią dla muzyki hiphopowej czy soulowej, mimo że nie należą do śledzącej te gatunki grupy zagorzałych fanów. Lubią podkreślać, że ją doceniają”.

Z Mokotowa czas przenieść się na Mokotowską, znajdującą się – jak sama nazwa wskazuje – w Śródmieściu. Po drodze możesz wywalczyć swój kawałek parapetu w mieszczącej się na placu Zbawiciela Coffee Karma i sprawdzić, czy w sąsiednim Planie.B siedzi jeszcze któryś z grywających w tysiącu projektów przedstawicieli sceny muzyki improwizowanej. Wszyscy są już w klubokawiarni Chłodna 25? Szkoda. Pora zatem zanurzyć się w jedną z najbardziej hipsterskich arterii Warszawy.

Są na niej kawiarnie, najdziwniejsze sklepy, kolejne butiki z vintage’owymi szmatkami z importu (wszystko pojedyncze egzemplarze) oraz ekskluzywny skateshop. Nie jeździsz na desce? Nieważne. Hipsterzy mają to gdzieś, oni wiedzą, że liczy się dobry fason. A w Veteranie możesz nabyć oryginalne, sprowadzane z Zachodu modele butów i nasze koszulki Turbokolor. Zapamiętaj tę nazwę i koniecznie zdobądź jakiś ciuch z projektem współtwórcy tej firmy, czyli Swanskiego. To Sasnal polskiego skateboardingu, utalentowany, rozpoznawany za granicą oraz wśród klieneteli restauracji Dziki Ryż.

Yacht Rock Disco

Resztki pieniędzy wydasz siedzibie fundacji Bęc Zmiana, miłej sklepogaleryjce. Znajdziesz tam rzeczy dla osoby aspirującej bezcenne – od płyty „Yacht Rock Disco“ (nikt ze znajomych takiej nie ma!), po koszulkę z napisem „La Firynda“ (och, jak przekornie), po torbę w niewybrednych słowach wzywających do usuwania psich kup (skoro nikt w Polsce tego nie robi, musi to być przecież piekielnie hipsterskie). Na koniec moment równie refleksyjny, co spacer po zgliszczach Jadłodajni Filozoficznej. Chwila zadumy przy kamienicy 5-10-15. Latem to było najgorętsze miejsce Warszawy. Prawie jak Berlin: alternatywna muzyka grana przez alternatywne kolektywy didżejskie, basen pełen nieheteronormatywnych imprezowiczów, ciepła club mate, galerie, sklepy i pracownia fotograficzna. Ten ostatni punkt jest ważny – jak sensownie pisze portal Nonsensopedia: „w każdej paczce hipsterów muszą być co najmniej dwie osoby z czterdziestoletnim polaroidem.

W Polsce natomiast jest to stary, ruski aparat, przez właściciela nazywany »świetnym, lepszym od tych ścierw lustrzanek«”

Garaże rzęziste

Wielkimi krokami zbliża się wieczór. Idąc tropem miejsc o najbardziej pretensjonalnych nazwach – na przykład Pictures Art Bar Cafe na Chmielnej – dotrzesz do OSiR Cycle Culture Cafe. Tam, mając w pamięci, że hipster nie czyta przecież czegoś tak oczywistego jak Stieg Larsson, z niezbędnym przekąsem przyjrzysz się otwartej właśnie wystawie fotografii inspirowanej prozą Brunona Schulza. Znać autora z kanonu lektur szkolnych – to dziś absolutna oryginalność. A może natrafisz na imprezę i porwą cię – jak czytamy w ulotce – „rozmaite folki brodate, czilłejwy sentymentalne, łiczhałsy mroczne, garaże rzęziste, elektroniki do cna poklikane“. Traktuj to jednak co najwyżej jako „biforek”.

Wieczorem możesz zejść do PKP Powiśle i odbić na Solec, do 1500 m2 do Wynajęcia.

Ale uważaj, pierwsza z tych lokacji jest zdemaskowana za sprawą redakcji „Krytyki Politycznej”, która zawsze chce być w awangardzie, choć bywa, że jej nie wychodzi. W „Powiślu” felietonistka KP, jak pisze „ubrana w obcisłe, kończące się tuż nad łydką spodnie i szerokie, zamszowe botki“, zrozumiała, że jest hipsterką i – co gorsza – odkrycie swe opublikowała. Warszawa nigdy nie była już potem taka sama.

Alternatywą są Kamieniołomy na Ossolińskich, odkryte właściwie przed wiekami, ale cóż zrobić. Jak będzie obrzydliwie normalnie, uciekniesz do Nowego Wspaniałego Światu, Powiększenia, też na Nowym Świecie, albo Kulturalnej. Poza tym w „Kamieniach” grali właśnie Stanley Menzo. Ten didżejski duet składa się z wiodących dziennikarzy najważniejszych, trendsetterskich internetowych portali muzycznych. A że trendy wyznaczają głównie sobie nawzajem – nic nie szkodzi.

Pozostaje ci wrócić do domu jedną z tych nieoznakowanych taksówek dla wtajemniczonych. Dobranoc. Słodkich snów o własnej wyjątkowości.

Słowniczek

Hipster

– członek subkultury ogarniętej obsesyjną potrzebą bycia innym od reszty i wyprzedzania trendów.

Biobazar

– targowisko z żywnością ekologiczną, otwierane w soboty na terenie dawnej fabryki Norblina.

Indie

– skrót od słowa „independent", co znaczy „niezależny". Początkowo dotyczył alternatywnej muzyki rockowej, by z czasem objąć gitarowo-elektroniczne eksperymenty i wreszcie przestać znaczyć cokolwiek. Indie jako styl to wierne kopiowanie wyglądu modnych, młodych brytyjskich zespołów.

Vintage

– styl, który bazuje na tym, co powstało przynajmniej 30 lat temu. W wypadku ubrań vintage to odzież z drugiego obiegu.

Skateshop

– sklep sprzedający wszystko, co niezbędne osobom jeżdżącym na deskorolce. I nie tylko im.

Club mate

– popularny, niskocukrowy napój pobudzający na bazie ekstraktu yerba mate

Biforek

– coś w rodzaju przystawki przed obiadem, czyli rozgrzewka przed właściwą imprezą.

Trendsetter

– człowiek wyznaczający trendy.

Jeden z internautów napisał złośliwie, że „połowa tych, którzy chcą uchodzić za hipsterów, pracuje w korporacjach, a druga połowa to po prostu młodzi menele”. Dlatego nie możesz wstać za rano, by nie wzbudzić wrażenia, że tyrasz w biurze od wczesnych godzin. A wiadomości sprawdź na drogim smartfonie, na który menela przecież nie stać.

Z kawką w ręku

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"