Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"
Christina Aguilera (lat 31) i Adam Levine (32) z Maroon 5 nagrali w tym roku wakacyjny przebój z refrenem: „Mówisz, że poruszam się jak Jagger". Infantylna piosenka nie ma nic wspólnego z Rolling Stonesami, a Mick i jego słynny taniec posłużyli jedynie jako migawka przyciągająca uwagę nastolatków. Trzeba się nagimnastykować, by zyskać u nich posłuch.
Wie o tym 68-letni Jagger, który stworzył ciekawy album z nową supergrupą, a mimo to o szczycie Billboardu nie może marzyć. Wie także Levine, który żeby pozostać w czołówce notowań, porzucił gitarowe brzmienia i zajął się mieszanką popu oraz dance. Aguilera również płaci za bycie na topie – wróciła do roli słodkiej, lalkowatej panienki, jaką była 12 lat temu, gdy zeszła z taśmy w telewizyjnej fabryce gwiazd Disneya. Była, obok Britney i Justina, jednym z trojga „muszkieterów Myszki Miki". Timberlake odniósł sukces jako producent muzyczny, aktor i pożegnał się z popem, natomiast Britney nigdy nie uwolniła się od roli nastoletniej kusicielki grasującej po szkolnych korytarzach. Jej wydawcy twardo wyznaczyli kurs – śpiewanie dla dzieciaków, dopóki się da.
Miniidole
Tej samej reguły trzyma się Jennifer Lopez, która niedawno zaserwowała światu koszmarną przeróbkę „Lambady". Gwiazdy popu starzeją się szybko. Utrzymują się wciąż na listach, bo rezygnują z artystycznego rozwoju i nagrywają dla młodzieży. Ale ich dni są policzone.
Królem młodzieńczego popu od dwóch sezonów jest 17-letni Justin Bieber, nazywany idolem nowego typu – wypromowanym nie w telewizji, ale w YouTube. Zmiana jest pozorna, bo o pozycji rynkowej Biebera decyduje jego obecność w radiach i wyprzedane koncerty. Bieber powtarza tę samą romantyczną śpiewkę co wszyscy chłopięcy gwiazdorzy. Takich cudownych dzieci jest dziś w USA wiele i to w każdym sektorze muzyki rozrywkowej: hip-hopie, muzyce latynoskiej, country, rocku.