Przeświadczenie, że nie ma szczęścia do filmu, towarzyszyło mu od dawna i nie poprawił go udział w "Ślepym torze", "Domu na pustkowiu", czy też kontynuacji "Eroiki" - "Strasznym śnie Dzidziusia Górkiewicza". Przeszedł natomiast do historii polskiego kabaretu jako Kuszelas w Kabarecie Starszych Panów oraz twórca własnego kabaretu Dudek.
Trudno w paru słowach opisać fenomen Dudka, który zainaugurował działalność w piątek 13 stycznia 1965 roku w warszawskiej kawiarni "Nowy Świat". Wszyscy, którzy go oglądali, podkreślają znakomity warsztat aktorski, "owiany artystycznym duchem", niepowtarzalną atmosferę, która udzielała się zarówno wykonawcom, jak i widzom. Znakomici artyści: Kwiatkowska, Rylska, Michnikowski, Gołas, Kobuszewski oraz skecze i piosenki, które pamięta się do dziś: "Sęk" w wykonaniu Dziewońskiego i Michnikowskiego, hydrauliczny skecz "Ucz się, Jasiu" z niezapomnianym "wężykiem, wężykiem", "Tupot białych mew" Wiesława Gołasa i również w jego wykonaniu "W Polskę idziemy".
- Dudek Dziewoński, to facet-zjawisko - tak mówił o swej pracy z Dziewońskim Stanisław Tym. - Winien mu jestem ogromną wdzięczność i chyba od tego trzeba zacząć, bo to na Jego zamówienie, do Jego kabaretu mogłem pisać dla najwspanialszych aktorów. W Wielkiej Brytanii za stworzenie takiego kabaretu otrzymałby z pewnością tytuł szlachecki i zamek w Szkocji.
Po rozwiązaniu kabaretu Dudek w 1974 roku stworzył w swój Teatr Kwadrat. Miejsce to szybko zaistniało na mapie kulturalnej Warszawy. Miały tam premiery utworów Mrożka, Tyma czy Neila Simona. Tu po latach starań i walki z cenzurą Dziewoński doprowadził do wystawienia "Rodziny" Antoniego Słonimskiego. Na Czackiego ściągnął takich aktorów, jak Kobuszewski, Rylska, Stępowski, Zaorski, Gajos, Kownacka. - Miałem wiele planów związanych z tym teatrem. Prowadziłem już rozmowy, by tu odbywały się prapremiery polskich komedii współczesnych - wspominał. - Wszystko jednak wzięło w łeb w 1982 roku, kiedy to nieoczekiwanie zabrano mi dyrekcję Kwadratu i połączono go z Teatrem na Woli. Wyrządzono mi wielką przykrość i przeżyłem ją bardzo boleśnie.
- Zacząłem bywać w Kwadracie i śledziłem sukcesy tego teatru, aż do momentu, gdy Dudek został z niego wyrzucony przez ówczesne władze - wspominał zaprzyjaźniony z Dziewońskim Tadeusz Konwicki. - Stworzył własne emploi aktorskie i kabaretowe. Znając wszechstronność jego talentu zaproponowałem mu w "Dolinie Issy" rolę o zupełnie niekomediowym charakterze, sędziego - wilnianina. Dudek zagrał ją bardzo pięknie i mówił takim akcentem, jakby się urodził na tamtych terenach.
Pewna dziennikarka poprosiła kiedyś Edwarda Dziewońskiego, by jednym słowem określił swą najistotniejszą cechę. Wtedy, po krótkim namyśle, odpowiedział: "samotność". I była to - jak twierdził - bardzo szczera odpowiedź. Po prostu umiał być sam. I nie stwarzało mu to nigdy ani trudności, ani przykrości. Potrzeba samotności nie zmienia wcale faktu, że był człowiekiem bardzo towarzyskim. Lubił zapraszać do siebie ludzi. I - jak zawsze twierdził - na szczęście udało mu się uniknąć złego towarzystwa.