W każdym zakamarku warszawskiego Powiśla – niegdyś biednej dzielnicy portowo-fabrycznej – można znaleźć jakiś zakład rzemieślniczy. Niektóre są zapomniane, inne – odwiedzane przez stałych bywalców – dobrze prosperują. Żaden z nich nie rzuca się jednak w oczy, bo rzemiosło nie jest promowane, a z powodu rozwoju technologii wiele zawodów przestaje być potrzebnych. Ludzie coraz rzadziej robią coś na miarę, zwykle kupują gotowe rzeczy. Niezbyt oryginalne i szybko się psujące. Takie, które – gdy się zużyją – po prostu się wyrzuca, zamiast reperować. Rzemieślnicy nie są zatem doceniani, a ich zawód nie wiąże się z wysoką pozycją społeczną.
– Niewiele osób koncentruje się na tym, żeby własnoręcznie coś wykonać, nie szanuje się ludzi, którzy posiadają takie umiejętności – mówi Iza Rutkowska, autorka i kuratorka projektu „6X6". – Dużą nierównowagę sił można dostrzec już w traktowaniu rzemieślników i osób wykonujących prace „kreatywne", np. designerów. Ci pierwsi traktowani są gorzej i często niegodnie w stosunku do tego, ile warta jest ich praca. Pociąga to za sobą wiele konsekwencji. Niewielu jest ludzi, którzy chcą uczyć się zawodu. Większość chce iść na studia, wybierają kierunki niedające twardych umiejętności. Coraz mniej ludzi potrafi dziś zrobić rzeczy namacalne. W projekcie „6x6" chodziło o to, żeby przełamać pewne stereotypy, docenić prace rzemieślników, którzy dostarczają nam ułatwiające życie usługi i przedmioty, ale również poznać historię ich zakładów oraz osobowość ich właścicieli. Zadanie poznania tych historii i opowiedzenia ich przez stworzone w zakładach instalacje dostali projektanci.
Ośmielacz społeczny
Z Izą Rutkowską spotkałam się w jednej z najstarszych warszawskich klubokawiarni – Chłodna 25. Nie przez przypadek. To świetne miejsce na porozmawianie o tym, czym jest projektowanie interakcyjne. A właściwie pewna mutacja działań „site specific", czyli takich, które są tworzone dla konkretnego miejsca. Chodzi o to, by nadać mu nowe znaczenie, by mobilizować ludzi – użytkowników tej przestrzeni – do dialogu, wykorzystując lokalne narracje. Tworzyć platformę wymiany doświadczeń i wspólnych działań zarówno dla twórców, jak i obserwatorów kultury. Celem projektów realizowanych w Fundacji Form i Kształtów jest często tworzenie razem z ludźmi, wykonanie ręcznie jakiegoś obiektu. Taki „ośmielacz", jak go określa Rutkowska.
– Ludziom łatwiej jest nawiązać kontakt, kiedy mają pretekst do wspólnych działań. Ze sztuką jest tak samo jak ze wspólnym gotowaniem kolacji. Ludzie są razem w jakimś jednym miejscu, nie znają się, są skrępowani, ale mają cel, robią razem obiekt „hand made". Wymieniają się różnymi doświadczeniami, poznają się i ośmielają – opowiada Rutkowska.
Projekty Fundacji Form i Kształtów często służą do rozwiązywania konfliktów społecznych. Takim projektem była „Wyprzedaż" zorganizowana w maju w klubokawiarni Chłodna 25. Chodziło o mediacje w sporze pomiędzy właścicielem kawiarni a wspólnotą mieszkaniową, której przeszkadzał hałas generowany przez gości lokalu. Sytuację dodatkowo utrudniły media, tworząc wizerunek „strasznej, nieprzyjaznej wspólnoty". Zupełnie nie odpowiadało to Grzegorzowi Lewandowskiemu z Chłodnej. Nie chciał być przeciwko mieszkańcom, ale ciężko było mu zdobyć ich przychylność.