Cameron Diaz kończy 40 lat

Zdałam sobie sprawę, że zostałam zaszufladkowana jako aktorka komediowa, która może grać role głupiutkich blondynek - mówiła "Rz" Cameron Diaz. Aktorka kończy dziś 40 lat

Publikacja: 30.08.2012 01:01

Cameron Diaz kończy 40 lat

Foto: BEW

Red

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej", z lipca 2009 roku

Chciałbym pani serdecznie pogratulować gwiazdy w alei sław...

Cameron Diaz:

Dziękuję. W końcu się doczekałam. Nie mówię, że mi się to należało, ale człowiek patrzy na swoich znajomych, którzy otrzymali już takie gwiazdy i zaczyna się zastanawiać „A co ze mną?!”. Teraz już mam. Obiecałam sobie, że będę sukcesywnie ją odwiedzać i zeskrobywać z niej przyklejone gumy do żucia. Kiedy się dowiedziałam, że spotka mnie ten wielki zaszczyt, trochę się przeraziłam, że moja gwiazda będzie bardzo daleko. Bo nie wiem, czy pan wie – gwiazd na bulwarze jest już tak dużo, że powoli brakuje miejsca w centrum, by je dokładać. Obawiałam się że moja wyląduje gdzieś na szarym końcu, ale tak się nie stało. Jest naprzeciwko „Egipskiego kina”, jednego z zabytkowych budynków Hollywood.

Wyprawiła pani imprezę z tej okazji?

Oczywiście. I o ile normalnie urządzenie imprezy nie sprawiało mi nigdy trudności, to tutaj miałam poważny problem. To naprawdę wielkie wydarzenie, którym chciałam się podzielić z przyjaciółmi. Jednak, gdy otrzymuje się gwiazdę, po pierwsze trzeba naprawdę przemyśleć listę gości, by nikogo niechcący nie urazić. Po drugie – trzeba przygotować ładną przemowę. A ja się do tego po prostu nie nadaję. Nienawidzę pisania i wygłaszania wzniosłych mów dziękczynnych. Zwłaszcza podczas takich imprez. To tylko gwiazda z nazwiskiem, ale gdy ją odsłaniają, człowiekowi zapiera dech w piersiach. Nie wie, co ma powiedzieć. Patrzy wtedy tylko na twarze znajomych i… zapomina, co przygotował.

Jak do tego doszło, że dostąpiła pani tego zaszczytu. Kto o tym zadecydował?

Każda wytwórnia zgłasza swoje propozycje do specjalnej kapituły. Moje nazwisko – z tego, co wiem – zostało zgłoszone przez przedstawicieli wytwórni Warner Bros. Kapituła rozpatruje propozycję i albo ją przyjmuje, albo nie. Wiele razy dostawałam telefon od mojego menedżera, ze smutną informacją „Kochana, słuchaj, znowu cię odrzucili. Nie przejmuj się. W końcu ci ją przyznają. Zobaczysz”. Tym razem dostałam informację, że się zgodzili. Za co wszystkim z całego serca dziękuję.

Może byli pod wrażeniem pani filmu „Bez mojej zgody”. To chyba najpoważniejszy obraz w pani dotychczasowej karierze?

Właśnie powaga tematu, który ten film porusza, przekonała mnie do udziału w nim. Gdy czytałam scenariusz, a później brałam udział w zdjęciach, nie wyczuwałam jakiegokolwiek fałszu. Jest to prawdziwa historia o miłości matki do córki oraz o tym, jak wielką wartością jest rodzina, której członkowie potrafią sobie pomagać. Sama nie jestem matką, jednak przygotowując się do tej roli rozmawiałam z wieloma rodzicami, których dzieci są śmiertelnie chore. Próbowałam wczuć się choć odrobinę w ich dramatyczną sytuację życiową. Bardzo podziwiam tych wszystkich ludzi, którzy potrafią sobie radzić w takich sytuacjach. Dostarczać dziecku wiary w to, że będzie lepiej.

Pani sama także przeżyła tragedię...

Przerwaliśmy zdjęcia do filmu „Bez mojej zgody” z powodu śmierci mojego ojca. To był nieopisany ból, z którym wciąż nie mogę się pogodzić. Ostatnio wiele znakomitych osób, które są mi bliskie, umiera i nie mogę tego zrozumieć. Dwie wielkie ikony kultury nagle odeszły i bardzo mną to wstrząsnęło. Znałam się z Farrah Fawcett, dlatego jej śmierć dotknęła mnie bardzo osobiście. Gdy otrzymałam tę wiadomość nie wiedziałam, co mam powiedzieć, co zrobić. Dosłownie mnie zamurowało. Gdy dowiedziałam się o śmierci Micheala Jacksona, podeszłam do tego z dystansem. Wiele razy już słyszeliśmy, że umarł, i mówiąc szczerze, teraz też nie mogę w to uwierzyć.

W „Bez mojej zgody” po raz pierwszy w karierze zagrała pani matkę.

Tak. Było to dla mnie duże wyzwanie. Zwłaszcza, że gram matkę trójki rodzeństwa, z którego jedno dziecko jest chore na białaczkę. Cała rodzina próbuje pomóc tej dziewczynce. Każdy robi to na swój sposób, który nie zawsze okazuje się być tym właściwym. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to była najtrudniejsza rola, jaką przyszło mi dotychczas zagrać. Bo jak opowiedzieć historię rodziny, która zdecydowała się na następne dziecko tylko po to, by utrzymać przy życiu starsze i na dodatek się z tym nie kryje. Młodsza córka jest więc w pewien sposób wykorzystywana.

Mam nadzieję, że widzowie docenią trud wszystkich aktorów grających w tym filmie i będą zadowoleni. Po zakończeniu zdjęć i zobaczeniu gotowego materiału odczułam gwałtowny przypływ energii. Mam miliard pomysłów na siebie. Czuje się tak, jakbym ponownie odnalazła sens mojej pracy. Bardzo mi brakowało tego uczucia.

Wiem, że wielokrotnie próbowała pani zmienić swój filmowy wizerunek. Bez skutku.

W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że zostałam zaszufladkowana jako aktorka komediowa, która może grać role słodkich, głupiutkich blondynek. I to mnie zabolało. Starałam się więc wraz z moim agentem zmienić ten wizerunek, startując w kilkunastu castingach. Ubiegałam się o rolę w horrorach, jak „Silent Hill” czy „American Psycho” po to, by widzowie, a także producenci zobaczyli, że potrafię zagrać także kogoś innego niż zazwyczaj. Reżyserzy byli jednak odmiennego zdania. Po „Aniołkach Charliego” chciałam pozostać trochę w kinie akcji, jednak film postrzegano jako komedię, a ja nie dostałam roli, o którą się ubiegałam w „Panu i pani Smith”. Dlatego bardzo się cieszę, że reżyser Nick Cassavetes zobaczył we mnie to coś i powierzył mi tę trudną rolę matki. Może teraz będę mogła się wykazać w innym repertuarze.

Pomimo tak smukłej figury uchodzi pani za wielkiego smakosza.

Bo kocham jeść. Zwłaszcza w knajpach i restauracjach. Jednak nie jakieś wymyślne dania, ale takie proste. Uwielbiam nowojorską pizzę. Zawsze, gdy tam przyjeżdżam, zajadam się nią niemiłosiernie. W Los Angeles napycham się „Zwierzęcymi Hamburgerami”, są to hamburgery z wielką ilością smażonej cebuli. Kocham steki z grilla… Jak pan widzi, o jedzeniu mogę długo opowiadać. Jednak nie zapominam przy tym o ćwiczeniach, aerobiku czy siłowni. Wszystko, co pochłaniam, jest bardzo szybko spalane. Może dlatego mam taką sylwetkę. Moja miłość do jedzenia bardzo dużo mnie kosztuje, ale warto.

Udało mi się także ustalić, że uczęszczała pani do szkoły z raperem Snoop Dogiem.

Zgadza się. Oczywiście nie znaliśmy się w szkole. Przebywaliśmy w trochę w innych kręgach towarzyskich. Nie byłam wielką fanką rapu, więc nie rozumiałam całej tej ich kultury. Ale dużo o nim słyszałam i wiedziałam, kim jest. On wtedy o mnie na pewno nie słyszał. Kiedy zaczął robić wielką karierę i zobaczyłam go w telewizji, od razu go rozpoznałam: „Hej, to przecież ten chudzielec z mojego liceum. Pamiętam tę jego niebieską flanelową koszulę”.

Oboje jesteście z Kalifornii i zrobiliście wielką karierę. Nie każdemu się to udaje.

Istnieje jakieś dziwne przekonanie, że jeśli urodziłeś się w Kalifornii, to nie zrobisz w niej kariery. Ja się z tym nie zgadzam. Ludzie tutaj po prostu mniej się starają. Widzą ten cały show biznes i niekiedy sami nie chcą brać w nim udziału. Jednak ci, którzy ciężko pracują i są zdeterminowani, jak ja czy Snoop, mają duże szanse na sukces. Często spotykam ludzi, którzy nie dowierzają, że tak można. Twierdzą, że aby się tutaj wybić, trzeba mieć jakieś świetne koneksje czy wysoko postawionych znajomych, rodzinę… To nieprawda. Wystarczy po prostu ciężko pracować.

Dowiedziałem się, że jest pani światową rekordzistką w pewnej oryginalnej konkurencji.

Pobiłam rekord świata w... przytulaniu żywych króliczków na hamaku. Wiem, że brzmi to absurdalnie. Ale jest pewna organizacja działająca w Internecie, która zbiera i nagrywa światowe rekordy. Gdy byłam gościem w jednym z programów, zostałam zaproszona do pobicia rekordu. Przytulałam naraz 48 króliczków. Wspaniałe uczucie. Były takie milutkie i puszyste. Rzekomo miało być ich 50, ale dwa nagle gdzieś zniknęły. Musieli mnie siłą wyciągać ze studia, bo było mi tam tak wygodnie, że nie chciałam wyjść.

Jest pani jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd na świecie. Jakie jest pani najgorsze przeżycie z fanami?

Do wielu rzeczy bardzo szybko się przyzwyczaiłam, na przykład do dostawania listów z nagimi facetami, wykrzykiwania na ulicach mojego imienia i innych aktów uwielbienia. Ale raz naprawdę się wystraszyłam, gdy podszedł do mnie pewien facet, polizał swój palec i chciał mnie nim lekko musnąć. Aż mi ciarki przechodzą na samo wspomnienie tego zajścia. Z tego, co pamiętam to bardzo szybko uciekłam, chyba nigdy w życiu tak szybko nie biegłam jak wtedy. Jednak najdziwniejsze rzeczy przytrafiają mi się nie ze strony fanów tylko ze strony was, dziennikarzy. Niekiedy dostaje dziwne i przerażające pytania, na które nie wiem jak odpowiedzieć. Ostatnio jeden z dziennikarzy zapytał mnie: „Gdyby pani znalazła się sam na sam z rozgniewanym niedźwiedziem, to co by pani zrobiła?”. Odpowiedziałam: „A co miałabym zrobić? Posikałabym się ze strachu. To wszystko”.

 

Wychowała się w rodzinie emigrantów. Jej ojciec był Kubańczykiem, który pracował na polach naftowych w Teksasie. Matka dbała o gospodarstwo domowe. Cameron mieszkała z rodzicami do siedemnastego roku życia. Potem przeprowadziła się do Los Angeles, gdzie podpisała kontrakt z agencją Elite.

Występowała w reklamach tak znanych firm jak Calvin Klein, Coca-Cola czy Levis, zanim jej agent nie zaproponował, by zajęła się aktorstwem. Na wielkim ekranie debiutowała rolą śpiewaczki Cyrlyle w komedii „Maska” z Jimem Carreyem. Ma w dorobku cztery nominacje do Złotego Globu – za „Sposób na blondynkę”(1998), „Być jak John Malkovich” (1999), „Vanilla Sky” (2001) oraz „Gangi Nowego Jorku” (2002). Ale zdarzało się jej wybierać słabe scenariusze, które zaowocowały nominacjami do Złotych Malin za najgorsze role roku („Aniołki Charliego: Zawrotna szybkość”, „Co się wydarzyło w Las Vegas”). Chętnie wspiera akcje charytatywne, kilka lat temu promowała kampanię na rzecz dzieci umierających z powodu biedy.

Lipiec 2009

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej", z lipca 2009 roku

Chciałbym pani serdecznie pogratulować gwiazdy w alei sław...

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"