5 lat temu, 24 listopada 2007 roku, w wieku 81 lat zmarł Jerzy Ofierski. Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus
Jerzy Ofierski miał ciekawe życie. To jest główny i zasadniczy wniosek, do jakiego niechybnie dojdzie każdy, kto przeczyta jego wspomnienia pod wystrzałowym tytułem "Świadek koronny. Skandale, afery, dewiacje, opisy przyrody". Cóż, przed laty znał go każdy jak Polska długa i szeroko. Tyle tylko, że nie pod rodowym nazwiskiem, lecz artystycznym pseudonimem, pod którym występował na estradzie.
Sołtys Kierdziołek z Chlapkowic z nieodłącznym kapeluszem wsadzonym zawadiacko na łeb to był ktoś. Jego monologi, zaczynające się od sakramentalnego westchnienia "Cie choroba" i wygłaszane w stylizowanej, lecz nie do podrobienia gwarze, rozbawiały do łez starych i młodych, łysych i brodatych, a myślę, że nawet portiera i profesora uniwersytetu. Nie podobały się tylko zawistnym i zakompleksionym krytykom, którzy stojąc na straży czystości kultury wysokiej odmawiali twórczości Ofierskiego prawa do miana sztuki, nazywając ją najdelikatniej tandetą, a tak w ogóle - szmirą i chałturą. Tymczasem Kierdziołek używając nie tylko gwary, ale również - pamiętajmy, że były to czasy PRL-u - języka ezopowego, dzięki któremu mógł obejść zasieki i zapory postawione przez wszechwładną naonczas cenzurę, mówił o otaczającej nas rzeczywistości. I mówił głośno. Swoje sądy wypowiadał ze swadą. Jak to chłopski mędrek.
Fenomen Sołtysa Kierdziołka, sądzę, polegał przede wszystkim na tym, że opowiadając o świecie, w którym tkwiliśmy po uszy, Ofierski robił to z perspektywy tzw. chłopskiego rozumu właśnie, czyli najkrócej rzecz ujmując - zdrowego rozsądku. Mało tego, był na tyle zdolnym aktorem, że umiał stworzyć postać z krwi i kości. To prawda, Kierdziołek mówił jak chłop, ale jak chłop, który wie, że nie powinien mówić wyłącznie jak chłop. Kierdziołek to był zatem facet, który z niejednego pieca chleb jadł, swoje wiedział, to i owo usłyszał, a nawet przeczytał to i owo.
Jerzy Ofierski uprawiał ginący powoli zawód artysty estradowego. Ta profesja zajęła mu - bagatela - pół wieku, dlatego też miał kogo i co wspominać. Kogóż w "Świadku koronnym" nie ma? Są tu mistrzowie: Ludwik Sempoliński, Adolf Dymsza i Kazimierz Krukowski, Władysław Szpilman i Ludwik Starski, a także koleżanki i koledzy z estrady: Hanka Bielicka i Irena Kwiatkowska, ponadto Sława Przybylska, Irena Santor i Halina Kunicka, Jarema Stępowski i Kazimierz Brusikiewicz. A także działacze polonijni: legendarny Kiołbassa i równie sławny Wojewódka. Bo Ofierski jeździł ze swoimi programami zarówno po Polsce, jak i po całym bożym świecie. Samą tylko Amerykę objechał z występami 38 razy! Ba, występował nawet w Sydney Opera House. I to nie w mieszczącej się tam sali kinowej na 400 osób, lecz w Concert Hall z 2690 fotelami. Byłoby nietaktem dodawać, że bilety zostały wyprzedane.