Wiosną ściąga ona w rejon wideł Biebrzy i Narwi dziesiątki przybyszów nawet i z zagranicy, zbrojnych w ciężkie lufy teleobiektywów. Kiedyś była nie bez racji nazywana dziwoptakiem. Ale popularniejsze okazała się nazwa batalion, ewentualnie bojownik – od czubiących się ze sobą na wiosennych tokowiskach samców.
Ptaki te wymagają dla siebie nie byle jakiej wody, czyli takiej, która z naszego punktu widzenia właśnie jest... byle jaka, wręcz niepożądana. To błotniste zalewiska nieuregulowanych rzek, gdzie od wieków trwała marna gospodarka łąkowa i pastwiskowa.
Dziś takich dzikich rzek, jak i towarzyszących im podmokłych łąk i pastwisk prawie nie ma. Toteż i owych osobliwych ptaków ubyło. Niedawno jeszcze zakładały one gniazda na torfowiskach w dolinach Biebrzy i Narwi, wśród przerośniętych mchami łąk, przypominających tundrę. Dziś już tego nie robią, lecą w stronę prawdziwej tundry. U nas zatrzymują się jednak na pewien czas wiosną i rozpoczynają paradne toki. Stada ich są coraz mniejsze, ale przyciągają coraz większe stada ludzi z aparatami.
Czarne na białym
Ci, trzeba przyznać, mają niezłe widowisko. Zwłaszcza, że tokujące bataliony lubią się lokować na suchszych, a więc nieco wyniesionych, skrawkach gruntu wśród moczarów, w miejscach otwartych, niemal bez jednego krzaczka. Nieraz na drogach i wtedy można do nich podjechać samochodem.
Samce na krótki czas godów zostają przez naturę przybrane w sute kołnierze z piór, przypominające nienaturalnie duże brody lub szale. Do tego mają fantazyjne grzywy. Ubarwienie tych godowych piór jest rozpięte między opalizująca kolorami tęczy czernią, a czysta bielą. Nie brak też osobników brązowych, ale najwięcej bywa pstrych, rysunek zaś piór u każdego osobnika jest inny. Do tego grzywa rzadko powiela barwę i deseń kołnierza – bywają u danego eleganta z różnych bajek.