W Warszawie wygrała dokładnie pół wieku temu. Potem w 1980 i 2010 roku przypadł jej w udziale honor inaugurowania kolejnych Konkursów Chopinowskich. Przyjeżdża zresztą do nas znacznie częściej, bo bardzo lubi sierpniowy festiwal „Chopin i jego Europa”. Każdy jej występ elektryzuje publiczność. Tak było i tym razem, gdy zapowiedziano, że w tegorocznym Konkursie Chopinowskim będzie nie tylko jurorką, ale też zagra. I chyba po raz pierwszy był to występ Marthy Argerich z wyraźną nutą nostalgii, dowód na to, że czas ninieubłaganie mija.
Wybrała Koncert a-moll Roberta Schumanna, choć organizatorzy bardzo namawiali ją, by zdecydowała się na przebojowy Koncert b-moll Piotra Czajkowskiego, który tak porywająco zinterpretowała w Warszawie 35 lat temu. Ale ona zawsze robi to, co chce, a że ostatnio koncertuje coraz mniej chętniej, więc trzeba było przystać na jej decyzje.
Koncert Schumanna wykonuje na estradach świata od jedenastego roku życia, nie ma więc on przed nią żadnych tajemnic. W sposobie, jaki zagrała go w Filharmonii Narodowej podczas czwartkowej inauguracji nie było rutyny, ale po razpierwszy, o dziwo, zabrakło charakterystycznej dla niej zadziorności. Owszem Martha Argerich znakomicie poprowadziła narrację, nadawała ton, a orkiestra pod dyrekcja Jacka Kaspszyka za nią podążała. Tym niemniej na estradzie można było zobaczyć dojrzałą artystkę, a nie pianistkę niezmiennie obdarzoną młodzieńczym temperamentem, który w połączeniu z cudowną naturalnością gry sprawiał, że jej interpretacje zawsze były niepowtarzalne.
Drugim solistą inauguracyjnego wieczoru był kolejny tegoroczny juror i rodak Marthy Argerich, Nelson Goerner. W Polsce bywa jeszcze częściej niż ona i ma tu sporą grupę fanów, bo jest pianistą doprawdy znakomitym, choć na Konkursie Chopinowskim w 1995 roku nie zakwalifikował się do finału. Pianistyczny rozmach i wirtuozowski kunszt potwierdził wykonaniem Koncertu a-moll Ignacego Jana Paderewskiego.
Nelsonowi Goernerowi należą się słowa uznania za to, że stara się propagować w świecie ten rzadko grywany utwór Polaka, a przede wszystkim legendarnego pianisty. Ten koncert, rzec by można, został przez Paderewskiego doskonale skrojony. Każda z jego trzech częściodpowiada klasycznym normom, na dodatek w każdej można odnaleźć piękne melodie i delektować się instrumentacją, co uwypukliła orkiestra Filharmonii Narodowej z Jackiem Kaspszykiem. Jednego tylko brak temu utworowi – napięcia i dramaturgii, choć swą interpretacją pełną rozmachu Nelson Goerner potrafił te braki zatuszować.