Jedne auta są wygodniejsze, inne lepiej wyposażone. Za wyższością tych ma przemawiać korzystniejsza cena, za przewagą tamtych – tradycja i filozofia marki. Znacie te niekończące się dyskusje? Z winami jest podobnie.
Stary i Nowy Świat. Stary, czyli Europa od Portugalii po Rumunię, ale również Cypr, Izrael i Gruzja. Stoją za nim całe wieki tradycji uprawy winorośli, którą rozpowszechniło Imperium Rzymskie. Doświadczenie i techniki przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wiele konwenansów, reguł i ograniczeń. Burzliwa historia związana z tym, co działo się w polityce i gospodarce kontynentu.
Nowy Świat to obie Ameryki, Australia i Nowa Zelandia, RPA oraz Chiny. Winorośl do większości tych miejsc przywieźli ze sobą kolonizatorzy oraz katoliccy misjonarze. Początkowo były to liche trunki produkowane na własne potrzeby. Nawet gdy już zyskały na jakości, pozostawały niedoceniane i lekceważone. Producentów stąd zawsze cechowała kreatywność i odwaga do eksperymentów.
Aż przyszedł rok 1976 i wydarzenie, które nieźle potrząsnęło winnym światkiem. Otóż 24 maja Anglik Steven Spurrier zorganizował w Paryżu tzw. degustację w ciemno win kalifornijskich oraz francuskich. I zarówno w przypadku trunków czerwonych, jak i białych, werdykt był korzystny dla win zza wielkiej wody. Jakkolwiek spierano się z tą decyzją jedno było pewne – trzeba zacząć uważać Kalifornię za pełnoprawnego winnego partnera.
Tym bardziej że ona i reszta Nowego Świata mają nam do zaoferowania naprawdę wyjątkowe wina. Nowozelandzkie sauvignon blanc jest dla wielu wzorcem tych agrestowo-paprykowych trunków. Malbec z Argentyny nabrał jeżynowo-śliwkowego charakteru, podbijając serca amatorów wina na całym świecie. Chile natomiast chełpi się mianem wybawcy szczepu carménere, co pewnie pamiętacie z przytaczanej już tu historii o tych podobnych do merlota sadzonkach, które szczęśliwie „ukryły się" w tutejszych winnicach. I na carménere właśnie chciałbym się dziś zatrzymać.