Najbardziej za wielkim światem tęskni kultura. Zarówno ta wysoka, jak i w wydaniu pop.
Aż dziw, że w dziennikarstwie telewizyjnym tylko Ewa Drzyzga dopracowała się miana polskiej Oprah Winfrey. A w dziedzinie kulinarnej jedynie Magdę Gessler porównano do Nigelli Lawson. Choć fizycznie są swoim przeciwieństwem (blondynka i brunetka), mają wiele cech wspólnych. Obie ponętne, pulchne, barokowe i cieszące się wzięciem u płci przeciwnej.
Nie rozumiem jednak, dlaczego obdarzoną cudownym kontraltem Ewę Podleś mianować światową gwiazdą opery dzięki nominacji na polską Marylin Horne. Podleś jest znakomita jako Podleś, i basta.
W innych dziedzinach sztuki też wyłażą nasze kompleksy. Nagrodę literacką Nike ochrzciliśmy polskim Noblem. Filmowe Orły mianowaliśmy polskimi Oscarami. Fryderyki podciągamy pod polskie Grammy. Warszawska Praga, która w ostatnich latach stara się zmienić image i przeobrazić w dzielnicę sztuki, przymierza się do londyńskiego Soho.
Wilhelm Sasnal, najgłośniejszy dziś polski artysta, dla niektórych zyskuje zestawiony z Niemcem Gerardem Richterem i Belgiem Lukiem Tuymansem: maluje jak oni, w podobny sposób posiłkując się zdjęciami. Tu warto nadmienić, że w latach 80. i 90. naszych figuratywnych ekspresjonistów tytułowano polskimi neue wilde.