Ostatnie miesiące są dla Kasi Nosowskiej niezwykle udane. Deszcz nagród za nagrany z Heyem „MTV Unplugged” oraz bardzo dobrze przyjęta solowa płyta „UniSexBlues”. Pozostało tylko udowodnić, że na żywo muzyka z jej solowego krążka brzmi równie intrygująco.

Jedna z nielicznych okazji nadarzyła się podczas wczorajszego koncertu w Stodole w ramach Francophonic Festival. Zanim jednak na scenie pojawiła się bohaterka wieczoru, publiczność wysłuchała 50-minutowego koncertu francuskiej artystki Oshen.

Drobna kobieta w skromnej spódnicy, z gitarą elektryczną brzmiała jak Jeff Buckley. Jej czysty, delikatny wokal, spokojne – ale zagrane z charakterem – kompozycje urzekły widzów. Zaskoczeniem było to, że Francuzka świetnie śpiewała po... polsku.

Kasia Nosowska wystąpiła z sześcioosobowym zespołem i dała naprawdę znakomity show. Już zagrany na początek „Metempsycho” wyznaczył wysoki poziom. Było mocno i energetycznie. I tak już miało pozostać do końca. Na scenie Kasia, jak zwykle, nie przypominała typowej rockowej wokalistki, ale jej oszczędna w gestach ekspresja świetnie kontrastowała z żywiołowym bandem. Zwłaszcza kiedy muzycy improwizowali.

Dominował materiał z ostatniej płyty, ale nie zabrakło też starszych numerów, np. „Keskese” z albumu „Sushi”. Zostały one jednak przearanżowane i utraciły swoje pierwotne, mocne elektroniczne akcenty na rzecz rockowego zgiełku. Po reakcji widzów było widać, że to ostrzejsze wcielenie Nosowskiej bardziej im odpowiada.