Bye-bye, Stadion, ale nie zupa pho

Kuchnia wietnamska nad Wisłą coraz bardziej przypomina tę oryginalną z Hanoi

Aktualizacja: 20.02.2010 14:15 Publikacja: 20.02.2010 00:46

Bye-bye, Stadion, ale nie zupa pho

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Dziś po targowisku, dumnie zwanym Jarmarkiem Europa, na terenie budującego się stadionu narodowego pozostał jedynie ogryzek. Na szczęście wietnamska część od lat oplata siecią alejek dworzec autobusowy i jak na razie tętni życiem.

[srodtytul]Paryż takiej nie ma[/srodtytul]

Najsławniejsze są tu zupodajnie. Bywalcy twierdzą, że wietnamska zupa pho na stadionie gotowana jest na lepszym wywarze niż w Paryżu (choć tam dodatki stoją na wyższym poziomie).

Ta sieć barów w krętych alejkach to nic innego, jak zwykłe budki z prostymi stołami i ławkami, i solidną, wykonaną chałupniczo kuchnią. W garach ustawionych na olbrzymich palnikach gotuje się bulion. Nikt tu nie sypie żadnej vegety. Esencję wywarom dają kości używane tu w dużych ilościach. Zamawiając zupę, trzeba się zdecydować na kurczaka, wołowinę, wędzoną rybę lub ślimaki.

Szczególny smak tych zup bierze się z trawy cytrynowej i kolendry z zieloną cebulką do posypania po wierzchu. Można też dodać do pho marynowany czosnek, pastę z chilli lub świeże jajko wbite wprost do talerza. Do tego wietnamska bułka smażona na głębokim tłuszczu, wręcz stworzona do maczania.

Inny rodzaj budek to miejsca, gdzie można do porcji ryżu dobierać dodatki. Najlepiej przyjść nie za późno, bo wybór jest największy. Jadłem wybitny boczek pieczony pokryty czerwoną glazurą, niezłe krewetki, kurczaka na kilka sposobów, wołowinę lub rybę. Do tego sosy, które stoją na ladzie, a dla chętnych także ocet ryżowy z marynowanym czosnkiem i chilli, dalej sos rybny i sojowy lub przedziwny słony, którego zalety ujawniają się, gdy polewa się nim ryż. Obsługa jest miła, nie obraża się, gdy zamiast nazwać potrawę, pokazuje się ją palcem.

Najbardziej w tych budkach ciekawi mnie jedzenie zamawiane przez samych Wietnamczyków. Wiele razy widziałem, jak zawija się faszerowany ryż w liście bananowca. Jak to smakuje, nie wiem, ale wygląda jak ładnie zapakowany prezent.

[srodtytul]Najlepsze tofu[/srodtytul]

Są jeszcze sklepy z wietnamskim jedzeniem. To perła stadionu. Jeśli ktoś szuka dobrych makaronów sojowych lub ryżowych od cieniutkich nitek do płatów na sajgonki lub jaśminowego ryżu – to znalazł najlepsze i tanie źródło. Mają tu też najtańsze w Warszawie owoce morza, a wybór nie gorszy niż u dostawców restauracyjnych. Tylko tam widziałem żywe kraby. Warto tu też kupować warzywa i owoce, od swojskiej kalarepy lub selera naciowego po egzotyczne zioła, kapustę pak choi, galang lub taro, lotos czy trzcinę cukrową. Największym hitem jest świeże tofu. Dobre charakteryzuje się delikatną konsystencją i lekko orzechowym smakiem. Polscy menedżerowie przywożą tu swoich kolegów z innych krajów. Wielu twierdzi, że lepszego tofu nie jadło w Europie.

Ta mała enklawa niebawem przestanie istnieć. Zniknie, gdy będą porządkowane tereny wokół Stadionu Narodowego i obskurnego dziś Dworca Wschodniego. Ale niedawno otwarto na Chmielnej w Warszawie Toan Pho – najpopularniejszy bar ze stadionu. Oczywiście atmosfera ulicznej jadłodajni nie da się wiernie odtworzyć na drogiej ulicy w środku miasta.

Jednak to, co w tej historii napawa optymizmem, to fakt, że właściciel zrozumiał, że Polacy oczekują oryginalnych wietnamskich smaków. Od lat 90., kiedy nastąpiła eksplozja wietnamskich budek, szybko też pozbawiano jedzenie mocnych smaków. Pierwsze sajgonki kładziono na kromkę chleba.

W restauracjach jednak ich wietnamscy szefowie wciąż mają dwie karty z kompletnie różnym menu: dla nas i dla nich. Niedawno byłem na bankiecie wydawanym na cześć trenera kung-fu. Na gości czekała uczta nie gorsza niż w Hanoi. Na razie trzeba mieć nadzieję, że restauratorzy uwierzą, że Polacy są otwarci na prawdziwą egzotykę.

Dziś po targowisku, dumnie zwanym Jarmarkiem Europa, na terenie budującego się stadionu narodowego pozostał jedynie ogryzek. Na szczęście wietnamska część od lat oplata siecią alejek dworzec autobusowy i jak na razie tętni życiem.

[srodtytul]Paryż takiej nie ma[/srodtytul]

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla